piątek, 27 lipca 2012

Angels On Bare Skin.

Dzisiaj przedstawie Wam kolejną "pastę" z Lusha którą mam okazję testować. Mowa tutaj oczywiście o słynnym już Angels On Bare Skin.


Przeważnie kiedy interesuję się jakimś kosmetykiem zasięgam wiedzy ze strony wizaż.pl.
Angels on Bare Skin jest LUSHowską wersją obłędnie drogiej średniowiecznej recepty dbania o skórę. Unikalne, drogie olejki eteryczne zostały sprowadzone do Europy przez krzyżowców którzy podbili Arabską medycynę; bardzo szybko zostały zakazane przez kościół przez swoja możliwość do zmieniania samopoczucia - diabelskie dzieło! W każdym razie, finałowy rezultat wynosił kosmetyk 1, kościół 0. Olejek różany i lawendowy zostały wynalezione po to żeby dokonywać wspaniałych rzeczy ze skórą.

Skład: Ground Almond (Prunus Dulcis), Glycerine, Kaolin, Water (Aqua), Lavender Oil (Lavandula Augustifolia), Rose Absolute (Rosa Damascena), Chamomile Oil (Anthemis Nobilis), Tagetes Oil (Tagetes Minuta), Benzoin Resinoid (Styrax Benzoin), Lavender Flowers (Lavandula Augustifolia), *Limonene, *Linalool * Occurs naturally in Essential Oils.



Angels On Bare Skin został na stronie wizażu określony jako roladka myjąca do twarzy. Słowo roladka nijak ma się do tego co znajdujemy w środku.


Po otwarciu pudełeczka pierwsze co mi się rzuciło w oczy a raczej w nos to zapach. Od razu wyczułam silne wonie lawendy a dopiero później migdałów. Zapach na początku nie przypadł mi do gustu jednak z czasem można się do wszystkiego przyzwyczaić i teraz nie robi mi już żadnej różnicy:)
Jak widać na załączonym zdjęciu w pudełeczku można znaleść suszone kwiatki lawendy, które tak na marginesie są bardzo aromatyczne więc osoby nie przepadające za tym zapachem mogą się nieco zrazić.

Sposób użycia jak dla wiekszości lushowskich produktów jest oryginalny. Producent zaleca abyśmy mały kawałek (wielkości grochu) wyciągneły z pudełeczka, dodali wody tak aby powstała pasta na pograniczu z mleczną konsystencją a następnie nałożyli na twarz i zaczeli masaż.

Przyznam się szczerze ze zastosowałam się do rady producenta i na dzień dzisiejszy taką metodę stosuję. Niektóre dziewczyny "wgniatają/dociskują" pastę w twarz. Ja tego nie robie gdyż powyższa metoda lepiej się u mnie sprawdziała.


Bardzo drobno zmielone migdały po wmasowaniu w skórę dają efekt bardzo delikatnego peelingu. Dodatkowo zauważyłam, że przy codziennym używaniu faktycznie drobne ranki po wypryskach znacznie szybciej zaczeły się goić a bolące "wulkany" stały się mniej uciążliwe. Sama nie wierzyłam, że takie małe "coś" może zdziałać takie rzeczy.

Używam pasty raz dziennie -wieczorem, po demakijażu w celu domycia i lepszego oczyszczenia skóry po ewentualnych resztkach makijażu i musze przyznać, że Angels radzi sobie z tym świetnie. Buzia jest oczyszczona, świeża, bardzo miła w dotyku i co najważniejsze naprawde dobrze oczyszczona z pozostałości całego dnia. Dodatkowo mam wrażenie jakby była nawilżona. Pasta nie pozostawia żadnej tłustej warstwy a mimo to skóra jest bardzo miła w dotyku co kojarzy mi się z efektem jakim daje peelnig z Clinique 7 Day Scrub.



Co do wydajności.

Pasta jednak moim zdaniem wcale do wydajnych nie należy. Mimo wszystko aby uzyskać odpowiednią konsystencję, która wystarczy nam na całą buzię trzeba tego produktu wyciągnąć troszkę wiecej niż ziarenko grochu. Takie opakowanie starcza mi na miesiąc użytkowania (raz dziennie) gdzie spotkałam się z opinią, że niektórym dziewczynom starcza na 2 a nawet 3 miesiace użytkowania 1-2 razy dziennie. Nie wiem w takim bądź razie jak one to robią;)

Ze wszystkich past jakie do tej pory miałam przyjemność testować (Aqua Marina, Mask of
Magnaminty) ta najbardziej przypadła mi do gustu pod względem formuły, działania i zapachu. Pozostałe wyżej wymienione zraziły mnie do siebie zapachem i formułą. Więc o nich rozpisywać się nie będę tym bardziej, że już na szczeście je skończyłam. Pudełeczka jednak zostawiłam bo jak zapewne już wiecie po oddaniu 5 pełnowymiarowych opakowań możemy sobie wybrać dowolną świerzą maseczkę.

Podsumowując.

Pasta jest fajnym odskocznikiem od tradycyjnych formuł kosmetyków. Raz na jakiś czas zapewne będę ją kupowała bo efekt oczyszczenia jest naprawdę duży a i moja skóra dobrze na Angelsa zareagowała. Na minusy przemawiają cena i wydajność. Za taki kubeczek trzeba zapłacić około 6 funtów co w porównaniu z wygajnościa nie jest oszałamiającą ceną.

Produkt mimo wszystko polecam bardzo gorąco.

                                        A czy wy używacie jakiś past myjących??

9 komentarzy:

  1. Nie zbyt ładnie to wygląda .. ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiekszosc kosmetykow z lusha nie zacheca swoja konsystencja ani tym bardziej zapachem ale efekty sa naprawde swietne.

      Usuń
  2. Angels on bare skin uwielbiam.... był to mój ulubiony kosmetyk do oczyszczania twarzy przez ponad półtora roku non stop... I rzeczywiście dobrze nawilża.
    Co do wydajności to u mnie właśnie starczała na 3 miesiące (a używałam 2x dziennie!). Używałam jej w ten sam sposób co Ty, ale nabierałam mniejszą ilość

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana ja rowniez nabieram nieco mniejsza ilosc niz na zdjeciu jednak mimo to u mnie strasznie szybko sie konczy. Podziwiam ze ty tak sie dobrze z nim obchodzilas:)
      Efekt nawilzenia i oczyszczenia w moim przypadku rowniez jest bardzo duzy i tylko dlatego kiedys napewno do niego wroce.
      Pomimo swoich minusow produkt jest godny uwagi.

      Usuń
  3. A ja nic z Lusha nigdy nie miałam. Podobno mają otwierać sklep w Polsce, ale jak znam życie to pewnie tylko jeden w Warszawie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znajac zycie pewnie tak. Ale moze i Krakow pokusi sie o ich stanowisko. Z czasem napewno zrobia wiecej swoich oddzialow.

      Usuń
  4. mam na liście zakupów i oczekuję otwarcia Lusha w PL :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słyszałam ze maja go otworzyc ale blizszej daty nie znam.

      Usuń
  5. Dzisiaj do mnie przyszła <3 już nie mogę się doczekać pierwszego, wieczornego użycia :)

    OdpowiedzUsuń