Kolejna maska z L'oreala.

Skuszona nutą zapachową tej serii poszłam za ciosem i dokupiłam do szamponu i odżywki maskę, która również pachniała pięknie (pachniała bo już ją zużyłam-na szczęście).
L'oreal Elvive Re-Nutrition bo o niej mowa w swej okazałości.


Opakowanie jest zręczne i poręczne ale niestety bardzo brudzące co będziecie mogły zobaczyć na poniższych zdjeciach. Pozatym, że się brudzi jest "łatwe w obsłudze" i możemy do końca wydobyć resztki produktu bez zbędnego przecinania czy wygrzebywania.


O samej maseczce z wizaz.pl plus skład:

Maseczka dostarcza bardzo suchym włosom niezbędnych składników odżywczych. Włosy stają się sprężyste, odzyskują elastyczność, kształt i jedwabistość.

Skład: Aqua, Cetearyl Alcohol, Glycerin, Behetrimonium Chloride, Cetyl Esters, Isopropyl Mystrate, CI 19140/ Yellow 5, CI 15985 / Yellow 6, Quaterinum- 80, Safflower Glucoside, Arganine, PPG-1 Trideceth-6, Ethylparaben, Polysorbate 20, Polyquaterinum-37, Chlorhexydine Dihydrochloride, Benzul Benzoate, Benzyl Alcohol, Linalool, Paraffinum Liquidum/Mineral oil, Methylparaben, Citric Acid, Butylphentyl Methylpropional, Coumarin, Hexyl Cinnamal, Royal Jelly/ Royal Jelly Extract, Parfum.



Maska jest dość gęsta przez co moim zdaniem wydajna. Jedno opakowanie 300ml męczyłam około 3 miesięcy a używałam ją 2-3 razy w tygodniu. Przy długości moich włosów to faktycznie jej wydajność moge określić jako dobrą.
Maske używałam na mokre włosy, które wczęsniej umyłam szamponem. Nakładałam ją zawsze mniej więcej od karku w dół. Maske zostawiałam na około 5-7 minut a następnie spukiwałam. I tutaj trzeba uważać. Maske trzeba bardzo dokładnie spłukać ponieważ gdy tego nie zrobimy strasznie nam włosy obciąży. Mi pare razy zdarzyło się w pośpiechu niezadobrze ją spłukać i po wysuszeniu moje włosy wyglądały jakby wogóle nie były myte;/
Co prawda muszę przyznać, że faktycznie troszkę te włosy były bardziej odżywione i sprężyste ale większą zasługę mogę przypisać raczej olejkom niż tej masce.




Podsumowując całość. Maseczka choć pięknie pachnie może (a w moim przypadku praktycznie za każdym razem) obciążać włosy. Choć pukałam ją bardzo dokładnie efekt obciążenia niestety się utrzymywał. Nie kupię jej ponownie ponieważ ja jak to ja będę szukała czegoś innego.

wtorek, 26 czerwca 2012

Czytaj dalej » 20

MAC Mineralize Skinfinish Natural.

Witajcie Kochane.
Ostatnio rzadko pisze. Brak czasu połączone z lenistwem daje o sobie znać.
Dzisiaj jednak przedstawię Wam mój urodzinowy prezent.
Prezent od siostry. Taki jaki chcialam i sobie wymarzyłam.

Stojąc w salonie Maca nie mogłam się napatrzeć na te wszystkie wspaniałości. Chodziłam, swatchowałam i niewiedziałam co mam wybrać. Jedną rzecz fundowała siostra a drugą postanowiłam sobie ufundować sama (i cały czas powtarzałam sobie, żeby nie zaszaleć zbyt bardzo).
Padło na Mineralize Skinfinsh Natural bo tak naprawde od dawna chciałam go wypróbować a na dzień tamtejszy pokończyły mi się wszystkie pudry.


Puder w tradycyjnym dla Macka opakowaniu. Czarne kartonowe pudełeczko. Osobiście bardzo lubię ich opakowania.




Puderek posiadam w odcieniu Medium. Na szczęście pani konsultantka pomogła mi wybrać odpowiedni kolor. Ja zawsze mam z tym problem.
Przy okazji wizyty powiem, że obsługa była bardzo miła i chętnie służyła pomocą. Panie były bardzo chętne do współpracy i służyły dobrą radą. I co może nie najważniejsze ale każda pani miała na sobie przepiękny mikijaż i z tego co się później dowiedziałam wykonany produktami Mac. Nie mogłam się na nie napatrzeć;)


Pudru używam od moich urodzin codziennie. Przyznam, że na początku miałam mieszane uczucia co do niego.
A to kolor za jasny, a to znowu efekt nie ciekawy. Ale postanowiłam się nie łamać i dać mu szanse.
I co się później okazało było warto.
Na początku używałam go aby utrwalić podkład z max factora smooth effect. Po nałożeniu pudru moja buzia poprostu się lepiła. Nie wiedziałam czy to wina podkładu czy pudru. Teraz już wiem, że zawinił podkład. Odstawiłam go i zaczełam używać bourjois healthy mix. I efekt jest naprawde o niebo lepszy.
Buzia wygląda na wypoczętą i naturalną. Nic się nie lepi a i sam puder dobrze się trzyma. Nie matuje buzi bo to nie jego zadanie choć przyznam, że w moim odczuciu ładnie utrzymuje makijaż na tyle ile to możliwe;)


Ma bardzo wygodne otwarcie. Wystarczy delikatnie przycisnąć i już. Zero zbędnego mocowania się.



Na powyższych zdjęciach widać ponad miesięczne zużycie.
Wydajny jest co mnie cieszy.


Na dłoni może się wydać nieco jaśniejszy ale po roztarci fajnie wtapia się w twarz.
Co do minusów.
Choć bardzo go polubiłam więcej go nie kupię a przynajmniej nie w regularnej cenie 20.50 f.
Mimo wszystko moim zdaniem produkt jest naprawde fajny ale jego cena niestety jest za wysoka.
Znalazlo by się pewnie wiele jego tańszych zamienników.
Po wykończeniu opakowania zachowam je i po uzbieraniu 6 oddam do Maca.
Cieszę się jednak, że miałam okazję go wypróbować i mam nadzieję, że w przyszłości uda mi się wychaczyć go gdzieś taniej.
Pomimo wysokiej ceny polecam go bo w 100% moim zdaniem spełnia swoje funkcje.

poniedziałek, 18 czerwca 2012

Czytaj dalej » 14

Lushowe mini zakupy + 2 kolejne perełki.

Jak w tytule dzisiaj pokaże Wam co kupiłam będąc w Lushu. Już na wstępie powiem, że są to tylko 2 kosmetyki, które już miałam i oczarowały mnie do tego stopnia, że kupiłam je ponownie:)


Pare słów wstępu co ja na temat Lusha sądze. Swego czasu (około rok temu może więcej) wszyscy zachwycali się lushem. Z ciekawości i ja poszłam wypróbować ich wspaniałości.
Po wielu testach i próbach powiem jedno.
Lush jak każda firma ma swoje gorsze i lepsze produkty. Dziwi mnie fakt, że niektóre kobiety wychwalają pod niebiosa ich kule do kąpieli czy np. mydła, które tak naprawde aż takie fantastyczne nie są.
Podałam przykład kul ponieważ wypróbowałam już chyba wszystkie rodzaje, tak żeby mieć jakieś rozeznanie co i jak. Większość oprócz barwienia wody nie robiła nic choć producent obiecywał gruszki na wierzbie. Moim zdaniem kule są tymi kosmetykami których polecać nie będe. Uważam, że szkoda wydawać na nie pieniądze. Jest wiele innych kul które są o wiele tańsze i lepsze.
Kolejnymi niewypałami (moim skromnym zdaniem) są mydła. Za takie malutkie kawałeczki często musimy płacić nawet 7-8 funtów a takie mydło wcale wydajne nie jest. Fakt ładnie pachną (niektóre) i myją jak to mydła. Nic pozatym. Mydłom z lusha mówię NIE.
Koniec mojego wywodu. Teraz przejdźmy do milszej części posta:)


Lush zmienił swoje torebeczki. Tym razem promuje akcje przeciwko testowaniu kosmetyków na zwierzakach. Szczytny cel za co mają plus.
Dodatkowo jak zwykle wziełam sobie ich gazetke. Jest ona darmowa i zmienia się z tego co wiem raz na miesiąc.
Pierwszym kosmetykiem o którym wspomne jest szampon w kostce Karma Komba.



Tak wygląda jeszcze zapakowany a poniżej już w całej swojej okazałości:)


Szmpon w kostce czyli poprostu okrągły zielony krążek z wtopionym kwiatuszkiem. Z tego co mówiła moja koleżanka jest to kwiat rumianka ale pewna nie jestem. W każdym bądź razie jest to mój faworyt wśród dość dużej kolekcji kostkowych szamponów.
Oprócz Jupitera wypróbowałam wszystkie ale ten jest wyjątkowy.

Za co go uwielbiam?
Za:
- zapach, cudowny, trudny do opisania, który bardzo długo utrzymuje się na włosach, jest jednym słowem obłędny
- oczyszczanie, świetnie włosy oczyszcza, pozostawia świeże na bardzo długo
- wydajność, świetnie się pieni (SLS na drugim mmiejscu w składzie)
Resztki tego kwiatuszka jak już się wykruszą łatwo jest usunąć z włosów.


Przy zakupie 2 szamponów w kostce dostajemy za darmo metalową puszkę w której możemy przechowywać nasz szampon. Sama puszka kosztuje 2.50 funta. Jest ona praktyczna ale tylko wtedy gdy wkładamy do niej kostke która po użyciu została osuszona. W przeciwnym razie kosta rozmięknie się nam przez co stracimy sporo produktu, a po drugie nie wygląda to nie higienicznie.
Sam szampon kosztuje już funtów 5. Ceny idą w górę.

Dla przykładu dołączam zdjęcie. Moja skleroza nie zna granic. Po wczorajszym użyciu włożyłam jeszcze mokrą kostkę odrazu do pojemniczka i dzisiaj rano miałam niemiłą niespodziankę. Dodam jeszcze, że mokra kostka bardzo mocno skleja się z metalowym pudełeczkiem i wyciągnąć ją potem to nie lada sztuka;/ Dlatego przed włożeniem zostawmy ją w miejscu gdzie może spokojnie wyschnąć. Troszke z tym zachodu no ale czego się nie robi dla piękna swoich kłaczków;)
Poniżej demonstracja użycia:D



Pare razy obróciłam kostką w dłoni i wytworzyła się taka piana, która w zupełności wystarcza na moje długaśne włosy.


I tak do następnego razu kosteczka czeka w swoim "mieszkanku":)


Kolejną perełką jaką Wam przedstawie jest Dark Angels czyli pasta peelingująca do twarzy.


Charakterystyczne pudełeczko z którego łatwo można wydobyć produkt. Skład całkiem przyjemny.

Czarny peeling zawierający węgiel drzewny który absorbuje sebum, odżywczy olej z awokado który zmiękcza skórę, nawilżającą glicerynę, czarny cukier, głęboko oczyszczające błoto marokańskie Rhasshoul, wygładzające olejki z drzewa różanego i sandałowego.
Polecany dla skóry tłustej.


Skład: Rhassoul Mud, Cold Pressed Organic Avocado Oil (Persea gratissima), Glycerine, Powdered Charcoal, Black Sugar, Sodium Lauroyl Sarcosinate, Perfume, Linalool, Sandalwood Oil (Santalum austro and Santalum spicatum), Rosewood Oil (Aniba rosaeodora).
(www.wizaż.pl)

Niestety aniołek ma bardzo krótki termin przydatności bo tylko 3 miesiące a jest niesamowicie wydajny. Więc kiedy widzę, że termin goni poprostu zużywam go na ramiona.


Pasta łatwo daję się wyciągnąć z opakowania. Musimy ją rozrobić z odrobiną wody do momentu uzyskania pasty. Zapach aniołka jest cudowyny. Przebijają nuty cytryny lub limonki. Zapch jak dla mnie boski, świeży jak sama buzia po jego użyciu.
A więc mamy już paste.
Nakładamy ją na buzię i wykonujemy peeling. Wyglądamy przy tym nieco ... kosmicznie;) Drobinki są niezwykle ostre więc trzeba uważać i nie za mocno trzeć. Do tej pory jeszcze nie zrobiłam sobie nią krzywdy.
Peeling brudzi wszystko. Umywalke, ręcznik (ewentualne resztki na twarzy) więc ja staram się go przeważnie wykonywać pod prysznicem. Jednak efekt jakki pozostawia po sobie jest wart wszystkiego;)
Peeling łatwo zmyć. Po zmyciu buzia jest idealnie gładka. Nie mogłam przestać się po niej "macać":)
Jak spojrzałam w lustro to kopara mi opadła. Nigdy wcześcniej nie miałam tak dobrze oczyszczonej buzi. Pory to aż lśniły czystością. Brak mi słów, żeby opisać takie uczucie;)
Buzia była delikatnie zaróżowiona ale to normalne przy peelingu mechanicznym który ma takie ostre kryształki. Obawiam się jednak, że osoby które mają wrażliwą skórę nie były by z niego zadowolone.
Zalecane jest aby wykonywać ten peeling 1-2 razy w tygodniu. Niektóre dziewczyny robią go co drugi dzień. Ja stosuję się do zaleceń i używam właśnie 1-2 razy. Każdy krem, maseczka czy serum po zastosowaniu takiego peelingu wchłania się o wiele lepiej i co najważniejsze widać efekty.


 Poniżej sam Dark Angels w akcji;) Taka ilość w zupełności starcza na całą buźkę.





Tak więc to cały on. Uwielbiany przezemnie. Jeden z najlepszych moim zdaniem peelingów obecnych na rynku. Koszt za 100g to 6 funtów na dzień dzisiejszy. Ceny Lusha idą w górę z każdą chwilą. Fakt niektóre kosmetyki są tego warte ale nie dajmy się zwariować;)

                                      A co Wy uważacie na ten teamt?
                        Używałyście któregoś z wyżej wymienionych kosmetyków?

niedziela, 10 czerwca 2012

Czytaj dalej » 32

Bourjois, Healthy Mix Serum.

Witajcie Kochane.
Dziś przychodze do Was z recenzją podkładu, który zakupiłam już dość dawno temu a o którym warto wspomnieć.
Swego czasu natrafiłam na promocję 3za 2. W promocji były wszystkie dostępne podkłady firmy Bourjois. Korzystając z okazji kupiłam tą pierwszą wersję- zwykłą (albo i niezwykłą) Healthy Mix w odcieniu 52 i wziełam jeszcze dwa podkłady, które były wtedy nowością czyli Healthy Mix Serum w odcieniu 52 i 53. Przyznam szczerze, że odcień 52 w obu wersjach różni się nieco kolorem ale jest to naprawde minimalna różnica.


Informacje zaczerpnięte ze strony wizaż.pl

Owocowa terapia (z liczi, jagodami goji i owocem granatu) zmniejszająca zmęczenie, pozostawiająca uczucie świeżości i lekkości, rozświetlająca i ujednolicająca cerę na 16 godzin. Zawiera witaminy i przeciwutleniacze. Podkład ma postać żelu, który stapia się z naturalnym odcieniem skóry i nadając jej pół matowe wykończenie. Jest hypoalergiczny i nie blokuje porów. Dostępny w 6 odcieniach.


Co dla mnie jest najważniejsze podkład posiada pompke. Za to ogromny plus. Opakowanie jest bardzo solidne, wykonane z plastiku. Pompka w moim przypadku nie zacinała się i służyła mi do ostatniej kropelki podkładu.


Wybrałam odnień 52. Jest on nieco ciemniejszy od mojego naturalnego koloru twarzy ale z kolei 51 jest za jasny tak więc postawiłam na odcień ciemniejszy.


Co mogę o nim powiedzieć.
Gdy po raz pierwszy wycisnełam z niego pierwsze krople zadziwiła mnie jego konsystencja. Zupełnie inna, bardziej lejąca niż w starszym bracie. Na opakowaniu jest informacja, że podkład ma żelową formułę. Mi osobiście żelu to w żaden sposób nie przypomina. Bardziej hmm... wodnisty krem. Mnie osobiście nie przeszkadza taka formuła. Wręcz przeciwnie. Bardzo dobrze mi się z nim współpracowało. Podkład nakładałam pędzlem typu flat top co w moim przypadku okazało się najlepszym rozwiązaniem. Palcami nie próbowałam więc nie wiem jaki efekt by był.



Podkład ma cudowny zapach. Dla mnie nakładanie go na twarz było samą przyjemnością.
Teraz co nieco o jego właściwościach.
Tak jak już wspomniałam dobrze się rozprowadza. Jego krycie oceniłabym jako średnie choć dla mnie wystarczające. Pięknie wyrównał mi koloryt buzi. Bałam się rozjaśnijącego efektu abym przypadkiem nie wygładała jak żarówka. Nic takiego nie było. Buzia po aplikacji wygładała bardzo naturalnie. Oczywiście w przypadku mojej tłustej cery przypudrowanie tego podkładu (zreszta innych też) jest koniecznością. Nie zatkał mi porów. Nie ciemniał w ciągu dnia. Z twarzy schodził troszkę nierównomiernie ale to raczej nie jego wina tylko moje "złe" nawyki. Nie wiem czy utrzymał by się przez 16 godzin bo tyle na sobie go nie miałam. Za to przez okres 10 spisywał się całkiem dobrze. Oczywiście w ciągu dnia musiałam zebrać nadmiar sebum z nosa ale to u mnie niestety normalne;/ Jest naprawde bardzo wydajny. Na poniższych zdjęciach będzie można zauważyć jak jedna pompeczka jest wydajna.
Nie zauważyłam żeby zmniejszył zmęczenie. W takie rzeczy to ja nie wierzę.
Jedyne co musze mu zarzucić to przy większych temperaturach lubi spływać z buzi. Tutaj jedna wysokie temperatury są taką żadkością, że nie zwracam na to większej uwagi.





Na powyższych zdjęciach widać jego konsystencję - dość leista. Jedna pompeczka wystrczyła aby pokryć całą moją rękę. Ja do swojego makijażu używałam przeważnie 2-3 pompek z racji tego, że pędzel troszkę "pije" podkład.
Czy kupiłabym go ponownie?
Zdecydowanie Tak.
Na mojej tłustej buzi spisał się całkiem nieźle. Oceniam go na 4 z dużym plusem. Moim skromnym zdaniem jest lepszy od Helthy Mix (lżejsza formuła).Ciemniejszy odcień 53 oddałam siostrze i jestem ciekawa jak sprawdzi się na jej z kolei suchej buzi.
Podkład ma 30 ml pojemności i kosztuje w granicach 10-13 funtów (zależy od sklepu). Na dzień dzisiejszy skończył już mi się i czekam na jakąś super promocję;)
Polecam gorąco.

poniedziałek, 4 czerwca 2012

Czytaj dalej » 25

The Body Shop Seaweed Mattifying Day Cream.

Wróciłam:)
Po długim okresie niepisania wkońcu jestem i od razu zabieram się za recenzję matującego kremu do twarzy na dzień z algami z TBS.


Prawde powiedziawszy na pielęgnacje z tej firmy żadko zwracałam uwagę. Przez przypadek też dowiedziałam się o tym kremie. Ciekawość jednak zwyciężyła i kupiłam go. Nie żałuję i już teraz wiem, że będzie to mój ulubieniec na najbliższe lata:)


Powiem szczerze nie oczekiwałam po nim żadnych cudów. Z reguły matujące kremy na moje skórze nie spisują się zbyt dobrze ale ten mimo iż nie zmatowił mi tej buzi na cały dzień całkiem dobrze się spisał.


Kremik jest w plastikowym pudełeczku. Dodatkowo krem posiada plastikowy krążek aby krem się nie rozlał ponieważ jest bardzo "wodnisty" a dokładniej ma poprostu żelową konsystencję.


O samym kremiku moge wypowiedzieć się tylko w samych superlatywach. Już dawno przestałam szukać kremu który zamtowi mi buzię na cały dzień ponieważ wkońcu poszłam po rozum do głowy i stwierdziłam że takie kremy poprostu nie istnieją (albo ja jeszcze na taki nie natrafiłam;). Krem poznałam dzięki Basi która nakręca filmy na youtube. Ona właśnie pokazywała ten krem i tonik. Ja na początku skusiłam się na sam krem bo odkąd odkryłam hydrolat oczarowy coś takiego jak tonik przestało dla mnie istnieć.
Krem ma bardzo "miły" zapach. Mnie osobiście bardzo się podoba. Ma bardzo rzadką konsystencję przez co dobrze się wchłanina i co najważniejsze nie zostawia na buzi klejącego filmu czego ja poprostu znieść nie mogę.


Idealnie nadaję się pod makijaż. Makijaż nie roluję się pod nim. Wiem, że dużo dziewczyn narzeka że krem niezbyt dobrze nawilżył im buzie. Nie jest to krem nawilżający tylko matujący więc nie musi tego robić jednak ja przez cały okres zimowy jak i letni używałam go i stan mojej buzi (pod względem nawilżenia) naprawde był na bardzo dobrym poziomie. Pozatym krem jest super wydajny. Wystarczy niewielka ilość na całą buźkę. Dzięki poręcznemu opakowaniu możmy wydobyć krem do ostatniej kropelki:)
Szukałam jakiegoś minusa który będzie przemawiał na niekorzyść ale nie znalazłam. Dla mnie jest to jeden z najlepszych kremów do skóry mieszanej i tłustej i jestem w stanie porównać go do kremu z Clinique z serii 3 step Dramatically Different Moisturizing Gel (co prawda oba mają inne zadania ale na mojej buzi efekty mają takie same).


Zdjęcia pokazują kremik podczas 2 miesięcznego codziennego stosowania. Jak widać wydajność jest super. Na dzień dzisiejszy kremik już niestety mi się skończył i ubolewam nad tym bardzo. Narazie jednak wstrzymam się z jego ponownym kupnem ponieważ testeuję nowy (dla mnie) krem z Lirene który dostałam od swojej siostrzyczki:*
Natomiast dzisiaj udało mi się zdobyć z tej samej linii seaweed krem-serum na noc. Tak mnie strasznie kusi żeby już dzisiaj go wypróbować ale niestety lub stety musze skończyć swoje już zaczęte kremy. Recenzja jednak napewno będzie.
Dodam jeszcze, że pojemność mojego ulubieńca to 50 ml a koszt to około 7 funtów.
Słyszałam jeszcze wiele dobrego o maseczce z tej samej linii i chyba w niedługim czasie czeka mnie wycieczka do ich sklepu:)

niedziela, 3 czerwca 2012

Czytaj dalej » 13