Dior Addict Lip Maximizer

Witajcie Kochani!!!

Czy jestem pomadko/błyszczykomaniaczką posiadając obecnie w swoich zbiorach 3 błyszczyki i 9 pomadek???!!! Dobre pytanie bo dla każdej z nas maniactwo to kwestia bardzo indywidualna. Jeżeli chodzi o dobór produktów do ust jestem bardzo wymagająca. Wiele rzeczy najczęściej mi nie odpowiada a znalezienie odcienia w którym będę czuła się dobrze praktycznie graniczy z cudem. Krzykliwe kolory, które obecnie zalewają kosmetyczne rynki zupełnie nie są dla mnie.

Dior Addict Lip Maximizer to produkt stworzony dla mnie. 


Opakowanie jak przystało na Diora- klasyk. Błyszczące, eleganckie i zarazem proste czyli to co lubię najbardziej. 



Kolor delikatnego różu bez tandetnych drobinek. Pięknie mieni się w słońcu. Odcień 001 PINK.





Aplikator w formie gąbeczki. Nawet bez lusterka jesteśmy w stanie zaaplikować go na usta bez większych wpadek;)


Opis producenta:

Błyszczyk z aktywnym kolagenem daje natychmiastowy efekt wypełniający (globulki wiążące wodę i globulki hialuronowe zagęszczają substancję międzykomórkową i zwiększają objętość, a żywica poprawia ukrwienie ust). Daje również długotrwały efekt wypełniający (cząsteczka lipoaminokwasu stymuluje syntezę kolagenu i chroni elastynę) i doznanie świeżości bez nieprzyjemnego pieczenia (baza mentolu z dodatkiem mięty i wanilii).-(źródło wizaz.pl)

Jeżeli chodzi o działanie to Lip Maximizer spełnia wszystkie moje wymagania. Jednak na wstępie dodam że o ustach Angeliny Jolie możemy zapomnieć. On na pewno nam ich nie zrobi;) Błyszczyk ma za zadanie wypełniać i powiększyć nam usta. O takim efekcie nawet nie myślałam bo jestem zdania że kosmetyki tego typu nie są w stanie po prostu "napompować" nam ust.
Po nałożeniu czujemy delikatne mrowienie/chłodzenie które nie każdemu może odpowiadać ale wszystko jest kwestią przyzwyczajenia. Uwielbiam używać go do delikatnych makijaży jak i na specjalne wyjścia, kiedy nie wiem co mam nałożyć na usta, kiedy wychodzę jedynie "do sklepu" lub kiedy mam bardzo przesuszone usta. Dlaczego? Nie wiem jak on to robi ale kiedy moje usta aż wołają o jakąkolwiek dawkę nawilżenia on nałożony od razu je uspokaja.

Nie klei się, nie waży, nie zbiera w załamaniach. Schodzi równomiernie nie pozostawiając nalotu. Trwałość określiłabym na 3. Nie przetrwa jedzenia czy picia ale też nie jest to produkt długotrwały więc nie można mu zarzucić braku trwałości.

Nałożony solo jak i na np. jasne pomadki tworzy za każdym razem inny i bardzo oryginalny odcień.

Co można mu zarzucić. Jak w przypadku marek luksusowych oczywiście cenę która waha się 130-170 zł w zależności gdzie go kupimy. Dla jednych 6 ml produktu za taką cenę może być ceną zawrotną i zgadzam się i z taką opinią. Ja za swój egzemplarz zapłaciłam całe 5Ł gdyż miałam uzbierane dość punktów na swojej karcie lojalnościowej aby móc je wymienić na dowolny produkt. I w taki oto sposób stałam się szczęśliwą posiadaczką mojego małego hitu i odkrycia 2015/2016 roku. Bardzo mocno zastanawiam się również czy nie nałożyć go w dzień swojego ślubu (który już niebawem:D).


Podsumowując. Mój numer 1 jeżeli chodzi o błyszczyki (pomadkowego hitu nadal szukam). Jestem już w połowie opakowania i jestem pewna że jak tylko mi się skończy kolejne opakowanie na pewno zagości w mojej kosmetyczce. Gorąco polecam!!!

A jakie są Wasze ulubione błyszczyki? Jakie kolory najczęściej wybieracie?

Ściskam

Justyna

piątek, 17 lutego 2017

Czytaj dalej » 19

Desert Essence Coconut Shampoo

Witajcie Kochani!!!

Przychodzę dziś z postem dla miłośniczek kokosowych zapachów oraz włosomaniaczek. Jak wiecie lub nie od kilku lat oglądam filmiki na Youtube Agi z Nowego Jorku. W jednym z filmów polecała szampon oraz odżywkę marki Desert Essence kokosową - nawilżającą do włosów suchych. Ja włosów suchych zdecydowanie nie mam (jedynie końce są suche ale je staram się ratować olejkami) ale jako miłośnicza kokosu musiałam wypróbować ten duet.



Odżywkę miałam w wersji podróżnej. Niestety nie zrobiła na mnie takiego wrażenia jak zrobił to szampon dlatego też dzisiejszy post poświęcony będzie tylko szamponowi.


Tradycyjnie zacznę od opakowania. Szampon zamknięty jest w miękkiej tubce z zamykaniem na zatrzask. Każdy kosmetyk marki Desert Essence dodatkowo zabezpieczony jest srebrną folijką dzięki czemu mamy pewność że nikt przed nami go nie otwierał. A ważny to szczegół gdyż szampon ma na prawdę bardzo dobry skład i jest ważny od otwarcia 6 miesięcy.



Pierwszy raz spotykam się z taką konsystencją szamponu. Jak zobaczycie poniżej na zdjęciu szamponem ciężko to nawet nazwać. Jestem przyzwyczajona do lejących konsystencji szamponu a tutaj mamy prawie pastę. Kolor perłowy. I tutaj wspomnę jeszcze o zatyczce. Otworek w zatyczce jest tak maleńki że gdy chcemy wydobyć szampon pod prysznicem musimy niestety troszkę się namęczyć. Do tego woda nam tego nie ułatwia. Ale i to udało mi się obejść:) Po prostu odkręcam zatyczkę. Otwór wtedy jest większy a i szampon łatwiej wychodzi. Na zdjęciu widzicie ilość jaką potrzebuję na jednorazowe umycie swoich sięgających pasa włosów!!! TAK!!! To nie żart. Sama byłam w szoku że taka ilość będzie w stanie umyć moje długie włosy. Podczas kilku pierwszych myć oczywiście nadużywałam produktu ale teraz wiem że takie ziarenko groszku wystarczy.




Zapach kokosowy ale ja bym bardziej skłaniała się do stwierdzenia że to zapach wody kokosowej niż np. olejku kokosowego. Nie mniej jednak zapach jest przyjemny i zwolenniczki kokosowych zapachów będą zadowolone. Niestety nie utrzymuje się zbyt długo na włosach.

Do samego działania nie mam żadnych zastrzeżeń. Dla mnie szampon ma włosy przede wszystkim myć i je oczyszczać z wszelkich zanieczyszczeń. Ten to robi i dodatkowo pięknie pachnie. Jak na taki dobry skład super się pieni. Po zmyciu mamy uczucie czystych ale nie "skrzypiących" włosów i uczucie nawilżenia. Przy moim tłustym skalpie obawiałam się szybszego przetłuszczania, łupieżu a nawet podrażnienia jednak bezpodstawnie. Szampon zaskoczył mnie pod każdym względem. 

Zużyć dla mnie 400 ml szampon w miesiąc to żaden problem (przy codziennym myciu) ale w tym przypadku zastanawiam się czy uda mi się go zużyć w przeciągu 6 miesięcy;) Tak wydajnego szamponu jeszcze nie miałam okazji używać.


Dane dodatkowe:
Nazwa: Desert Essence Coconut Shampoo Nourishing for Dry Hair
Pojemność: 237 ml
Cena: w zależności gdzie go kupimy waha się pomiędzy 4Ł- 10Ł
Dostępność: najtaniej dostaniemy do na stronie iHerb, (tam i ja go zamawiałam, niestety zostało doliczone mi cło więc cena za szampon i inne rzeczy automatycznie wzrosła), eBay, http://www.natureshealthbox.co.uk/

Marka Desert Essence nie testuje na zwierzętach za to wielki plus. 

Tak jak wspomniałam wcześniej odżywka nie zaskoczyła mnie aż tak jak zrobił to szampon. Jestem pod wielkim wrażeniem kosmetyków tej marki i mam ochotę wypróbować więcej z ich asortymentu. W kolejce czeka cytrynowy szampon i odżywka winogronowa. 

Kokosowy szampon mogę Wam z całego serca polecić. Nie tylko fankom kokosowych zapachów:D

Ściskam

Justyna

środa, 15 lutego 2017

Czytaj dalej » 11

The Body Shop Spa of the World African Ximenia Scrub

Witajcie Kochani!!!

Opakowanie mojego jednego z ulubionych peelingów dobiega końca więc jest to najwyższy czas aby co nieco o nim napisać, bo jest o czym.
Mowa dziś będzie o łagodzącym peelingu do ciała marki The Body Shop z serii Spa of the World African Ximenia Scrub.


Serdecznie zapraszam do lektury.

Od producenta:

W Afryce drzewo Ximenia jest znane jako Drzewo Życia, tak silne są właściwości zmiękczające skórę jego olejów. Ten wygładzający peeling do ciała delikatnie złuszcza naskórek, pozostawiając skórę miękką i lśniącą. (opis ze strony producenta)

Duże, solidne opakowanie wykonane z mocnego plastiku. Pojemność 350 ml zdawała mi się nigdy nie kończyć a to zapewne za sprawą konsystencji, która jest niezwykle zbita, gęsta wręcz określiłabym ją mianem pasty ścierającej. Drobinki nie są super ostre ale jest ich dużo.




Zapach to ten z rodzaju, którego bardzo ciężko opisać. Jak do tej pory nie spotkałam się z podobną nutą zapachową w jakimkolwiek innym kosmetyku. Cała linia kosmetyków Spa of the World ma bardzo ciekawe i charakterystyczne zapachy, które jest na prawdę ciężko opisać. Mi ten zapach kojarzy się z ziemią ale w tym pozytywnym tego słowa znaczeniu. Zapach ziemi rozgrzanej afrykańskim słońcem, zapach piasku, zapach morza. Dla mnie przyjemny i relaksujący.


Działanie. Spodziewałam się porządnego zdzierania a otrzymałam delikatny peeling aczkolwiek bardzo pobudzający i efektywny. Tak jak wspomniałam drobinki są małe i nie zbyt ostre ale mimo wszystko robią dobrą robotę i po zabiegu skóra jest gładka i miękka w dotyku. Zapach nie utrzymuje się niestety zbyt długo na skórze. Na szczęście po peelingu i spłukaniu go z ciała nie pozostaje żadna tłusta warstwa a mimo to czuć że skóra jest nawilżona i osoby z skórą normalną podejrzewam że nie musiały by użyć dodatkowego balsamu.
Peelingu używałam na dwa sposoby.

Pierwszy: na suchą skórę okrężnymi ruchami rozprowadzałam pastę. Wydawać by się mogło że aplikacja na sucho spowoduje że efekt ścierający będzie lepszy. W moim przypadku tak nie było. Miałam takie samo odczucie jak podczas aplikacji na wilgotne ciało. A ile trzeba było się przy tym nagimnastykować aby peeling rozprowadzić na tej suchej skórze. Dlatego też osobiście polecam używać go na wilgotne ciało.

Drugi sposób: czyli tak jak wspomniałam wcześniej. Dzięki wilgoci na skórze peeling bardzo dobrze "ślizga" się po skórze i łatwo daje się rozprowadzić. Drobinki nie dość że delikatnie ścierają to przy okazji masują nam skórę pobudzając tym samym krążenie. Spłukuje się bardzo dobrze.

Skład:


Cena za 350 ml produktu to około 90-95 zł. Ważny 12 miesięcy od otwarcia. Dostępność salony The Body Shop.

Podsumowując. Jestem bardzo zadowolona z działania, zapachu jak i całości African Ximenia Scub i zdecydowanie jeszcze nie raz do niego powrócę. Wam mogę go z czystym sumieniem polecić.

Ściskam 
Justyna

niedziela, 5 lutego 2017

Czytaj dalej » 37