Mac Blot Powder Pressed

Witajcie Kochani!!!

Jako posiadaczka cery tłustej (w zimowych miesiącach mieszanej) szukam pudru, który dobrze zagruntuje mój podkład a dodatkowo pomoże zmatowić moja ciągle świecącą się buzię.
Po pudrze Mineralize Skinfinish Natural również z Mac, który tak nawiasem mówiąc nie nadawał się zupełnie do mojego typu cery (nie jest to oczywiście wina pudru, jedynie mego złego wyboru) przyszedł czas na wypróbowanie równie sławnego brata czyli Blot Pressed Powder.


Jak przystało na markę Mac, puder zamknięty z klasycznej, prostej puderniczce wraz z lusterkiem. Do pudru dołączony był również puszek, którego osobiście nie używałam. Do aplikacji używałam pędzle typu flat top.

Mój odcień to medium, który przez większą część roku jest dla mnie idealny. Jedynie kiedy moja buzia nabierze troszkę opalenizny (mimo że staram się jej nie opalać) jest odrobinę za jasny. Jednak o ton ciemniejszy odcień jest już niestety za ciemny.


Jak więc sobie radzi z moją gębką;)
Tak jak wcześniej wspomniałam do aplikacji używam zazwyczaj pędzli. Parę razy zdarzyło mi się użyć puszka i efekt był nie najgorszy, jednak jestem już przyzwyczajona do pędzli i przy nich pozostanę.
Moim zdaniem po aplikacji nie dawał płaskiego matu. Według mnie to coś na pograniczu matu/satyny. Matowił moją twarzy na około 3-4 godziny. W cieplejsze dni trwało to jednak krócej. 
Najszybciej oczywiście świeciłam się na nosie i brodzie. Potem czoło. Policzki jednak były wręcz idealne przez około 5-6 czyli jak na "moje" możliwości i pudru całkiem nieźle.
Świetnie też sobie radził do zagruntowania korektora pod oczami.
Z plusów jakie jeszcze mogę mu zapisać to fakt, że nie wysypało mnie po nim. Nie uczulił mnie również. Nie wiem czy podkreślał by również suche skórki, bo takich na tą chwilę nie mam.
Czy są jakieś minusy?
Niestety tak.
Pierwszy i chyba największy moim zdaniem to wydajność. Na zdjęciach poniżej możecie zobaczyć ubytek po około 2 miesiącach stosowania 5 razy w tygodniu. Moim zdaniem ubytek jest duży a nie nakładałam go w znacznej ilości i rzadko kiedy ponawiałam aplikację w ciągu dnia.
Drugi minus to oczywiście cena. Za opakowanie 12 g musimy zapłacić 20.50 Ł czyli dość sporo. Wybaczyłabym mu jednak cenę gdyby był choć troszkę bardziej wydajny.





Sam produkt w sobie bardzo przypadł mi do gustu i gdyby nie wydajność myślę, że skusiłabym się na niego nie raz nie dwa. Na chwilę obecną czeka na mnie kolejne opakowanie pudru również z Mac tym razem Prep+Prime CC. 
Czy mogę go Wam polecić. Myślę, że tak. Jeżeli ktoś chce wypróbować Blot Powder i ma na to pieniążki, myślę, że jakością się nie zawiedzie.


A jakie są Wasze ulubione pudry?

Ściskam

Kokos

ps. Pudełeczko zostawiam sobie do akcji organizowanej przez firmę Mac 2 back tzn. za 6 pustych opakowań po produktach tej marki mamy możliwość wybrania sobie jednej pomadki ze stałej kolekcji. Przede mną trudny wybór bo pustych opakowań mam już prawie 12 więc pomadek będę mogła sobie wybrać aż dwie, a jak wiecie wybór kolorystyczny jest gigantyczny. Kilka faworytów już mam jednak z chęcią poczytam o Waszych ulubionych odcieniach.
Moim faworytem na chwilę obecną jest Plumful. Na żywo jeszcze jej nie widziałam ale ze swatchy w internecie to ona wpadła mi w oko a i wiele z Was o niej pisze na swoich blogach.
Prośba więc do Was. Napiszcie proszę o swoich faworytach.

poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Czytaj dalej » 28

La Roche Posay Hydraphase Intense Legere

Witajcie!!!

Podstawą pielęgnacji u większości z nas jest dobry krem nawilżający. Tak jest i w moim przypadku. Szukając tego jedynego natrafiłam na Hydraphase Intense Legere od La- Roche Posay czyli na nic innego jak krem krem intensywnie nawilżający w lekkiej formule. Jest to już moje drugie opakowanie tego kremu co świadczyć może tylko i wyłącznie o tym, że jest on po prostu świetny:)



Opakowanie posiada wygodną i higieniczną pompkę, która nawiasem mówiąc działa bez zarzutu. Na jednorazową aplikację wyciskałam przeważnie 2-3 pompki, które starczyły na całą twarz i szyję.
Konsystencja jest lekka, krem koloru białego o bardzo przyjemnym świeżym zapachu choć jak pisze producent kosmetyk jest bezzapachowy. Z tym się nie zgodzę ale sam zapach kremu jest przyjemny i po aplikacji nie jest już praktycznie wyczuwalny.



Jako posiadaczka cery tłustej, szczególnie w okresie letnim szukam kremu, który nie dość,że odpowiednio nawilży moją buzię to na dodatek nie powinien pozostawiać żadnej tłustej czy lepkiej warstwy. W przypadku Hydraphase Intense nie ma mowy o czymś takim. Krem ma lekką/wodnistą konsystencję, która świetnie się rozprowadza i bardzo szybko wchłania. Po kilku minutach od aplikacji śmiało możemy nakładać makijaż/filtr przeciwsłoneczny. Jako baza zarówno pod makijaż jak i pod filtr sprawdzał się bardzo dobrze.
Makijaż wyglądał na nim świeżo i nie rolował się.
Buzia zyskiwała porządną dawkę nawilżenia i zdrowy blask. Mimo tak rzadkiej konsystencji wydawać by się mogło, że nawilżenie nie będzie wystarczające. Nic bardziej mylnego. Dodatkowo krem bardzo komfortowo się "nosił". Nie było mowy o uczuciu ściągnięcia czy np. uczuciu lepkości.
Innymi zaletami jest to, że krem mnie nie zapchał, nie podrażnił i nie uczulił.
Jedynym minusem do jakiego mogę się przyczepić jest fakt, że krem nie posiada filtra przeciwsłonecznego. Jednak inne wersje tego kremu już ten filtr posiadają więc większego problemu nie widzę.


W kwestii wydajności również klasyfikuję go bardzo wysoko. Opakowanie 50 ml starcza mi z reguły na około 3-4 miesięce codziennego używania.
Cena za opakowanie różni się w zależności gdzie go dostaniemy. Tutaj w UK niestety jest bardzo wysoka i sięga niekiedy nawet 17 Ł. Często jednak na stronie http://www.feelunique.com/ są na markę La Roche Posay bardzo duże promocje a przy zamówieniu za 10 Ł mamy darmową przesyłkę. 

Poza tym krem oceniam na 5 z plusem i wiem, że nie jest to moje ani pierwsze ani ostatnie opakowanie.
Na upały myślę, że posiadaczki cery tłustej czy mieszanej powinny być zadowolone z takiego kremu. W okresie zimowym sięgnę podejrzewam po wersję Riche/bogatą.
La Roche Posay po raz kolejny mile mnie zaskoczył wypuszczając takie "cudeńko". Z przyjemnością będę do niego wracać.

A jakie są Wasze ulubione kremy nawilżające??

Ściskam

Kokos

środa, 19 sierpnia 2015

Czytaj dalej » 14

Sylveco oczyszczający peeling do twarzy

Witajcie Kochani!!!

Firma Sylveco od paru dobrych miesięcy zdobywa coraz większą rzeszę fanek swoich kosmetyków. Aby sprostać wymaganiom w linię produktów wchodzą to coraz nowsze kosmetyki.
Takim "nowym" kosmetykiem jest dla mnie peeling oczyszczający/naturalna pielęgnacja w którego w skład wchodzą m.in korund, skrzyp polny czy też drzewo herbaciane.



Jak przystało na firmę Sylveco także i to opakowanie cieszy oko. Prosta szata graficzna z mnóstwem ciekawych informacji o produkcie znajdującym się w środku.
Sam peeling umieszczony jest w plastikowym słoiczku z metalową zakrętką.

Kremowa konsystencja z mnóstwem malutkich ale ostrych ździeraków- to zapewne korund. 
Zapach wręcz odpychający mi kojarzy się z starą ziemią. To za sprawą olejku z liści drzewa herbacianego. Na szczęście nie utrzymuje się na skórze.




Peeling przeznaczony jest do oczyszczania skóry skłonnej do przetłuszczania z rozszerzonymi porami. 
Jak sobie radzi?
Niestety ja nie jestem z niego w 100% zadowolona. 
Małe drobinki są ostre i fakt faktem zdzierają martwy naskórek ale trzeba przy tym użyć mocniejszego nacisku na naszą skórę. Skóra owszem jest oczyszczona ale moim zdaniem brak jej takiej dawki świeżości jaką uzyskuję choćby po peelingu z Ziaji czy Yoskine.
Z racji zawartego w swoim składzie skrzypu peeling ma za zadanie normalizować pracę naszych gruczołów łojowych, łagodzić podrażnienia i przyspieszać regenerację (przy regularnym stosowaniu). Niestety nic takiego nie zauważyłam. Po zmyciu wodą skóra jest wręcz "matowa" oczyszczona ale bez blasku.
Na szczęście nie zauważyłam również żadnego uczulenia, podrażnienia czy też wysypu nieprzyjaciół. 
Sam peeling jest natomiast bardzo wydajny i niewielka ilość starczy na jednorazową aplikację. Stosuję go 2-3 w tygodniu.



Podsumowując; mam mieszane odczucia odnoście tego peelingu i w przyszłości podejrzewam, że nie zakupię kolejnego opakowania. Jednak wiem, że z wielu z Was ten peeling przypadł do gustu i sobie bardzo go chwalicie. 
Ja póki co mam jeszcze w zapasie parę innych, czekających na testy peelingów.

A jakie są Wasze ulubione zdzieraki?

Ściskam i życzę słonecznego tygodnia szczególnie mieszkańcom Wysp

Kokos



poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Czytaj dalej » 7

Essence Stay Natural Concealer

Witajcie Kochani!!!

Parę tygodni temu w zakupach mogliście zobaczyć , że zakupiłam 2 korektory. Jeden z Collection to już sprawdzony pewniak, natomiast drugi, z firmy Essence to dla mnie zupełna nowość.

Kosmetyki tej marki zaczęły pojawiać się w angielskich sklepach takich jak Wilkinson/Wilko, Superdrug. Z chęcią chciałam coś przetestować gdyż wiele z Was chwali sobie produkty tej firmy. Niestety szafy zawsze były porządnie przebrane. Nadarzyła się okazja i postanowiłam capnąć korektor.



Co o nim myślę?
Korektor jest w formie pisaka z pędzelkowatą końcówką. Po kilkunastu przekręceniach już myślałam że kosmetyk się nie wydobędzie ale po mocniejszych wstrząsach;) w końcu zaczął działać normalnie.
Sama forma pisaka osobiście mi odpowiada choć do najbardziej higienicznych niestety nie należy.


Wybrałam odcień 02 Soft Sand, który był podajże drugi w kolejce. Sam odcień jest moim zdaniem neutralny, posiada jednak różowe pod tony. Po nałożeniu w przeciągu kilku minut niestety strasznie się utlenia i ciemnieje. 


(po lewej korektor nałożony "przed chwilą" a po prawej 1 minutę po aplikacji, jak widać efekt utlenienia się jest mocno widoczny)

Kupiłam go z myślą używania jako korektora pod oczami. I przyznam że nałożony delikatną warstwą dawał fajny efekt (jak już się utlenił). Krycie ma średnie z możliwością budowania jednak kolejne warstwy nałożone niestety lubią wchodzi w drobne zmarszczki. Konieczne też jest przypudrowanie. W przeciwnym razie korektor lubi się zebrać.
Do wydajnych jednak nie należy. Po około 3 tygodniach codziennego używania dobiłam już dna i choć cena była bardzo niska to wydajność niestety bardzo słaba. 

Z danych technicznych: pojemność 1,5 ml, ważny 6 miesięcy od otwarcia, cena około 2 funty tj. 10- 13 zł, dostępny w szafach Essence.



Czy mogę Wam go polecić? Sama nie wiem i tą decyzję czy go kupić czy nie pozostawiam Wam. Myślę że wiele z Was albo go już miało albo się na niego skusi bo cena jest zachęcająca. Ja póki co do niego raczej nie wrócę. Pozostaje mi mój pewniak z Collection a ja z racji natury testera dalej poszukuje swojego numeru 1:D

Ściskam
Kokos

niedziela, 16 sierpnia 2015

Czytaj dalej » 8

Starcie gigantów: Benefit They're Real! vs. Roller Lash

Witajcie Kochani!!!

Do napisania recenzji dwóch słynnych tuszy marki Benefit zbierałam się bardzo długo. Po szczegółowym teście dziś chciałabym przedstawić Wam swoją opinię na temat niewątpliwie jednych z najsłynniejszych tuszy ostatnich miesięcy/lat.
They're Real! i Roller Lash:



Oba tusze od razu podbiły serca wielu użytkowniczek. Słynny They're Real!- albo go ktoś kocha albo nienawidzi. Ja niestety zaliczam się do tej drugiej grupy i recenzję od niego właśnie zacznę.


They're Real!

Kultowy już tusz który w moim odczuciu jest tylko jednym wielkim "kującym kaktusem" bo tak nazywam jego dużą, twardą, silikonową szczoteczkę, która niesamowicie podrażnia moje powieki podczas malowania. Nie dość, że sama szczoteczka jest bardzo duża i trzeba wprawy aby dokładnie pomalować sobie nią rzęsy to na dodatek ząbki szczoteczki są tak ostre, że kujący dyskomfort podczas malowania jest dla mnie nie do zaakceptowania.
Poza tym efekt na rzęsach był mizerny. Naczytałam się o tym tuszu tyle dobrego:, że pięknie rozdziela, pogrubia, wydłuża, podkręca rzęsy...a u mnie nie robił dosłownie nic. Nawet kilka warstw nie dawało zadowalającego efektu. Rzęsy były delikatnie tylko muśnięte. W upalne dni nie zdawał testu i lubił się gdzieniegdzie odbić na dolnej powiece. Pod koniec użytkowania lubił się też osypać;/
Jak za taką cenę (regularna cena to około 20 Ł) nie zaskoczył mnie niczym a wręcz przeciwnie. Jestem nim niemile rozczarowana. 
I po raz kolejny sprawdza się powiedzenie, że dla każdej z nas coś innego pasuje:)


Drugim dzieckiem marki Benefit jest Roller Lash.


Roller Lash

Najnowsze dziecko marki. Jednak po niemiłym spotkaniu z They're Real! miałam małe obawy czy kolejny tusz aby nie okaże się kolejnym bublem. Dodatkowo znów firma umieściła w tuszu silikonową szczoteczkę a za takimi nie przepadam.
Jednak szansę dać trzeba i zabrałam się do testów.
Już po pierwszej aplikacji i dniu noszenia tuszu wiedziałam że się pomyliłam, a Roller Lash to całkowite przeciwieństwo swojego brata.
Mała, precyzyjna, lekko wygięta szczoteczka "łapie" wszystkie nawet najmniejsze rzęski, pięknie je podkręca i rozdziela. Pierwsza warstwa daje już niesamowity efekt a po nałożeniu kolejnej efekt jest powalający.
Nic się nie odbija, nic nie osypuje a efekt jest niesamowity. 
Dodatkowo pełnowymiarowe  opakowanie jest genialne i cieszy kobiece oko.




Oba tusze były dodatkiem do jednej z angielskich gazet. Mimo swojej małej pojemności oba miałam szansę używać ponad 4 miesiące każdy. 
Mimo ich małej pojemności, żywotność okazała się zaskakująco długa, co oczywiście mnie cieszy.
Roller Lash 3.0 g - They're Real! 4.0 g. Oba są ważne 6 miesięcy od otwarcia. Ceny wahają się w granicach 16-21 funtów w zależności od miejsca zakupu i aktualnej promocji. Małe wersje takie które ja miałam bardzo często są dodawane do gazet i do zestawów promocyjnych.

Mimo wysokich cen do Roller Lash z przyjemnością bym powróciła. Na They're Real! szkoda mi po prostu pieniędzy.

A czy Wy miałyście okazję ich używać? Jakie są Wasze ulubione tusze do rzęs, które możecie polecić?

Ściskam

Kokos

poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Czytaj dalej » 11

Macadamia Natural Oil czyli najlepsza maska świata

Witajcie Kochani!!!

Na punkcie swoich włosów mam "małego" fizia i uwielbiam o nie dbać. 
Kiedy więc usłyszałam o Macadamia Natural Oil Deep Repair Masque wiedziałam że muszę ją przetestować i sprawdzić na własnych włosach czy rzeczywiście jest tak dobra jak o niej mówią.
Maska miała już swoje 5 minut parę lat temu ale ja nadal jej używam i podtrzymuje swoje zdanie, że póki co, nie miałam okazji używać lepszej maski do włosów, a uwierzcie wypróbowałam ich mnóstwo;)
Jeżeli jesteście ciekawi mojego pełnego zdania na jej temat zapraszam do dalszej części postu:



Słowem wstępu:
Macadamia Natural Oil mieści się w prostym, plastikowym słoiczku z moim zdaniem pięknymi zdobieniami. Bez wątpienia szata graficzna jest prosta a zarazem cieszy oko.


Po odkręceniu pojemnika, maskę zabezpiecza dodatkowe wieczko.
Maska ma perłowo-brzoskwiniowy kolor i jest bardzo gęsta. 
Zapach w opakowaniu jest bardzo intensywny ale przyjemny. Podczas noszenia jej na włosach zapach się utrzymuje ale po zmyciu nie jest już tak intensywny, mimo wszystko jednak wyczuwalny.


Na pierwszym zdjęciu nie bez powodu "ubrałam" maskę w dziewczęcy, różowy czepek (nawiasem mówiąc wyglądam w nim komicznie kiedy mam go na głowie ale sam czepek robi dobrą robotę:))
Jak jej używam? Myję włosy dobrze oczyszczającym szamponem (zazwyczaj są to kostki z Lush) a następnie delikatnie osuszam włosy ręcznikiem. Potem nakładam maskę na całą długość włosów, także na skalp. Nie szczędzę jej i nakładam ją tak aby dokładnie pokryć włosy.
Zakładam czepek i dodatkowo turban na głowę aby pod wpływem ciepła maska miała szansę lepiej odżywić włosy. 
Noszę ją około 3-5 godzin w zależności ile mam czasu. Następnie spłukuję ją letnią wodą.
Maska jest cudowna. Dogłębnie odżywia włosy i je nawilża. Włosy po jej zastosowaniu są delikatne, miłe w dotyku,podczas spłukiwania można je rozczesać pomiędzy palcami, nie puszą się, nie elektryzują, świetnie się układają. Maska nie powoduje swędzenia, łupieżu czy też podrażnień na skórze głowy. Mam też wrażenie, że szybciej schną.
Nie wiem jednak jak radziłaby sobie z włosami bardzo zniszczonymi gdyż takich nie posiadam.
Składu może nie ma super naturalnego czy też rewelacyjnego ale to co robi na włosach sprawia, że stawiam ja na pierwszym miejscu masek jakie do tej pory miałam okazję używać i ciężko będzie ja pokonać:)


Maskę można dostać w dwóch pojemnościach 250 ml i 500 ml. Cena waha się od 25Ł do 35Łzł. W Polsce niestety nie wiem gdzie można ją dostać ale w UK m.in na stronie www.feelunique.com 


Maskę Macadamia Natural Oil mogę z czystym sercem polecić każdej z Was. 

A czy Wy miałyście okazję ją używać? Jakie są Wasze ulubione maski do włosów?

Ściskam

Kokos

sobota, 8 sierpnia 2015

Czytaj dalej » 15

Denko czerwca i lipca

Witajcie Kochani!!!

Parę dni temu mieliście okazję widzieć moje zakupy poczynione w Polsce. Z racji tego że na początku lipca wyjeżdżałam na urlop nie miałam okazji ani czasu podsumować miesiąc czerwiec. Lipiec spędziłam w Polsce więc denko również się nie pojawiło. Teraz nadrabiam dwumiesięczne zaległości:)
Zapraszam...


Żele, płyny i peeling do ciała czyli sekcja "pod prysznicowa":)
Wszystkie produkty oprócz Johnsona sprawdziły się na 5 i co jakiś czas do każdej z tych rzeczy z przyjemnością powracam.


O paście do głębokiego oczyszczania z Ziaji mogliście poczytać więcej tutaj KLIK.
Tonik z L'oreal który ostatnio stał się bardzo sławny u mnie niestety nie spisał się najlepiej. Stosowany w formie maseczki tonikowej sprawiał że buzia może i była rozświetlona (w stopniu znikomym doprawdy) ale niestety bardzo piekła. Powrotu więc do tego gagatka nie planuję i osobiście odradzam.
Lush i jego cukrowy peeling do ust Bubblegum. To już moje 2 lub 3 opakowanie i co jakiś czas do niego  powracam. 
Clinique Take The Day Off czyli balsam do demakijażu jeden z lepszych kosmetyków do usuwania makijażu jaki miałam okazję używać. Świadczyć o tym może kolejne opakowanie które już jest w użytku.
Kuracja dermatologiczna z witaminą C z serii Ziaja Med to już moje 2 opakowanie. Krem używałam zarówno na dzień jak i noc i spisywał się świetnie. Pięknie nawilżał, wygładzał i rozjaśniał buzię. Był wydajny, ładnie pachniał i nie podrażniał/uczulał.
Maseczka głęboko oczyszczająca z Soap&Glory The Fab Pore to moje małe odkrycie. Maska świetnie oczyszczała pozostawiając efekt chłodzenia na skórze. Skóra była dogłębnie oczyszczona i matowa na długi czas. Z przyjemnością do niej powrócę i serdecznie ją polecam.
I na koniec tego "działu" 2 kosmetyki z Lush: Let The Good Times Roll i Ultrabland o których napiszę już wkrótce osobny post.


Włosy...
Klorane szampon do włosów przetłuszczających się był koszmarem. Nie dość że wzmagał przetłuszczanie się włosów to na dodatek śmierdział.
Nizoral to mała pomoc i profilaktyka. Raz na jakiś czas go stosuje i jak zawsze mnie nie zawodzi:)
L'oreal szampon nadający połysk to produkt mojego chłopaka tzn. mi się nie sprawdził to jemu go podrzuciłam aby zużył. Parę razy go użyłam i niestety nie byłam zadowolona. Z tego co mi mówił, sam też nie był z niego zadowolony ale zużyć zużył:)
Natomiast ten szampon również z L'oreal EverStrong działał i pachniał cudownie i będę mu długo wierna. (proszę jedynie firmę L'oreal aby go nie wycofała i nie próbowała "ulepszać")


Perfumy i jedna pomadka.
Od niej więc zacznijmy. Celia w kolorze 606. Lubiana i ceniona przez wielu i przeze mnie również. W zanadrzu mam jeszcze kolor 601 i 602.
Piękna, fioletowa buteleczka to Wonderstruck od Tylor Swift. Zapach cukierkowy, słodki i dziewczęcy i niestety bardzo krótko utrzymywał się na ciele. 
Suddenly to tańsza wersja słynnych perfum Coco Mademoiselle. Bardzo lubię ten zapach. Tani, wydajny i dość długo się utrzymujący. Do kupienia w sklepie Lidl.
I co koniec coroczna limitowanka z Avon o zapachu bergamotki. Tanie i przyjemne perfumy takie "na co dzień".


Mydełka.
Dettol- delikatne a zarazem dobrze oczyszczające o cudownym zapachu.
Biały Jeleń Bursztyn- wydajne, delikatne, również pięknie pachniało.
Sól do stóp z firmy Apart to ulga i relax dla ciężkich i zmęczonych stóp. Fantastyczny produkt, o bardzo mocnym, a zarazem relaksującym zapachu. 
Bielenda Golden Oils to osławiony przez wszystkich żel pod prysznic jak i do kąpieli. Przepłaciłam za niego dużo pieniędzy w Polskim sklepie a sam produkt jest po prostu średni. 
Mydełko do rąk Sanex bardzo przesuszało dłonie i niestety do niego nie powrócę.
Natomiast żel antybakteryjny z Bath & Body Works był świetny i jak tylko będę mieć okazję na pewno zakupię sobie inne wersje zapachowe.


Płyn do płukania ust z Hello to mega klapa i serdecznie go odradzam.
Bawełniane płatki DHC to po prostu bawełniane płatki i nic więcej i nie warto za nie aż tak dużo przepłacać.
Dezodorant Sure/Reksona pozostawiał białe ślady a i zapach nie do końca mi odpowiadał. Teraz póki co mam zapas sztyftów z tej firmy i ich się będę trzymać.
Płyn do higieny intymnej Facelle to już moje kolejne opakowanie. Płyn ten jest tani i dobrze się u mnie sprawdza a będąc w Polsce zrobiłam sobie jego mały zapas;)
I ostatni już produkt to żel do golenia z Gillette. Od paru lat mój ulubiony. Zmieniam jedynie wersje zapachowe.

Uff...Koniec i kropka...
Dużo tego mi się nazbierało. Tera zaczynam sierpniowy projekt, który mam nadzieję pójdzie mi równie dobrze;)

Ściskam

Kokos

czwartek, 6 sierpnia 2015

Czytaj dalej » 10

Zakupy z Polski i nie tylko

Witajcie Kochani!!!

Po długiej przerwie wracam do blogowania. Mam nadzieję że jest jeszcze tu ktoś kto o mnie pamięta;)
Dziś mam zamiar pokazać Wam zakupy i prezenty z mojego 3 tygodniowego urlopu w Polsce ale też kosmetyki które wpadły w moje ręce jeszcze przed upragnionym odpoczynkiem.
Żeby nie przedłużając od razu zacznę od "prezentacji".
Z tego też miejsca chciałabym jeszcze raz podziękować Justynie od której dostałam przecudną paczkę z kosmetykami rosyjskimi. Paczka nie dość że zawierała wszystkie kosmetyki które chciałam przetestować to na dodatek była uroczo udekorowana. Justyś musiałaś się napracować;) Jeszcze raz serdecznie dziękuje:D


Zapas kremów i olejków do twarzy. Pod makijaż nadal używam kremów (do olejków nadal jakoś nie mogę się przekonać, mam wrażenie że makijaż mimo wszystko nie utrzymał by się na oleistej formule) ale na noc olejek to już inna sprawa- sprawa obowiązkowa i nie wyobrażam już sobie wieczornej pielęgnacji bez nich.


Włosomaniaczka??? Oczywiście!!! Musiała się więc zaopatrzeć w polecane nowości choć przyznaję że parę pozycji niestety nie udało mi się zdobyć;/


Masełka Mythos jedne z moich ulubionych. Lawenda uspokaja więc wybór był oczywisty natomiast na zieloną herbatę zawsze miałam ochotę. Jedyne co mi w nich przeszkadza to to że bardzo tępo się rozsmarowują na ciele ale działanie i zapach to rekompensuje.
Oliwki świetnie się sprawdzają pod prysznicem kiedy nie mam wiele czasu na smarowanie się balsamem/masłem. Tutaj tylko 2 sztuki. Reszta stoi na półce z kosmetycznymi zapasami:)


Polska dobra Rexona to jest to:)
Kremy do rąk i stóp to dla mnie nowości więc tym bardziej jestem ich ciekawa:)


Jako zwolenniczka żeli pod prysznic nigdy nie myślałam że wrócę do tradycyjnych mydełek. Jednak Justyśka przekonała mnie do nich:) Po naszej mailowej wymianie zdań na temat mydeł wróciłam do nich i ...cieszę się z tego powrotu:)
Mydełko Aleppo do twarzy (i nie tylko) ciekawi mnie najbardziej bo słyszałam że świetnie radzi sobie nawet z bardzo problematyczną cerą.


Twarz...
I prepiteta aby wyglądała ładnie i zdrowo:)


Kolejne prysznicowe nowości. Najbardziej ciekawiły mnie mydełka od babuszki. Cedrowe machnie obłędnie. 
Zapas płynu do kąpieli dla mam to już obowiązkowa pozycja:) choć ja sama używam go jako żelu pod prysznic.


Maseczki rosyjskie podbijają blogową sferę. Miałam okazję używać zieloną-odświeżającą, która okazała się strzałem w 10 więc postanowiłam przetestować inne. Dodatkowo 2 maseczki w formie nasączonego płata. Taką formę maseczki lubię chyba najbardziej.


W UK bardzo ciężko o dobry płyn do higieny intymnej więc zrobiłam mały zapas. Oprócz Lirene wszystkie płyny kupiłam ponownie bo świetnie się u mnie sprawdzały.


Misz masz.



Dzięki Justynie stałam się szczęśliwą posiadaczką książki od Anwen. Jako zapalona włosomaniaczka z przyjemnością ją przeczytam i dołączę do mojej biblioteczki...



...a jeśli już mowa o biblioteczce...
Powiększyła się właśnie o kolejne fantastyczne pozycje.
Tess Gerritsen i Camila Lackberg...tych pań chyba nie trzeba nikomu przedstawiać...

Czekają mnie kosmetyczne testy i chwile z wciągającymi książkami.

Tymczasem uciekam sprawdzić co u Was ciekawego.

Ściskam
Kokos

sobota, 1 sierpnia 2015

Czytaj dalej » 18