Witajcie Kochani!!!
Projekt denko to jeden z moich ulubionych postów jakie lubię pisać, bo tak na prawdę po zużyciu całego opakowania jesteśmy w stanie wydać rzetelną opinię na temat danego kosmetyku.
Zaczynajmy więc:
W tym miesiącu zaczynam od kolorówki:
Jajeczko EOS to jedno z moich ulubionych mazideł do ust. O nich więcej możecie poczytać tutaj KLIK. Zdania nie zmieniłam. W zapasie mam jeszcze kilka ale jak tylko będę miała okazję na pewno zaopatrzę się w dodatkowe egzemplarze.
Make Up For Ever Step 1 baza matująca pod makijaż. Na szczęście nie była to baza silikonowa. Miała bardzo przyjemny zapach i miałam wrażenie że delikatnie chłodziła moją skórę. Niestety w kwestii matowienia nie spełniła moich oczekiwań i do pełnowymiarowego opakowania nie powrócę. Mimo wszystko myślę że fajnie było przetestować mniejsze opakowanie 15 ml, dzięki czemu nie musiałam wydawać od razu pełnej ceny za opakowanie pełnowymiarowe.
Kredka do brwi Essence. Była bardzo fajna i już zaopatrzyłam się w kolejny egzemplarz. Kredki z Catrice nie pobiła (i jak tylko będę w PL to na pewno zrobię sobie zapas Catrice) ale tu na miejscu i ona jest ok. Jak na moje małe potrzebny 5.
Olejek Comfort Oil Clarins o zapachu/smaku malinowym to prezent od mamy. Wygrzebany do ostatniej kropelki. Bardzo dobry produkt, który ładnie nawilżał i podkreślał usta. Nie sklejał ich i nie przesuszał, no i ten smak. Zdecydowanie jeszcze nie raz zagości w mojej kosmetyczce.
Miniatura żelu do brwi marki Benefit była dodatkiem do jakiejś gazety. Wzięłam z czystej ciekawości aby sprawdzić o co tyle szumu. Żel był bezbarwny i faktycznie świetnie ujarzmiał włoski ale gdy nałożyłyśmy go za dużo był mocno widoczny i bardzo je sklejał. Dla osób które mają bardzo niesforne brwi na pewno będzie świetny. Ja do pełnowymiarowego opakowania nie wrócę.
Baza z Urban Decay Eyeshadow Primer Potion to KWC w mojej kosmetyczce. Na moich tłustych powiekach to must have. Teraz mam w wersji Eden i przyznam że z tej oryginalnej byłam bardziej zadowolona ale to nie zmienia faktu że obie są na medal.
Garnier Ultimate Blends maska do włosów puszących się z masłem kakaowym i kokosowym. To był KOSZMAR!!! Maska tak niesamowicie obciążała włosy, że nawet nałożona w niewielkiej ilości powodowała że te włosy już po kilku godzinach wyglądały na nieświeże. Nie polecam.
Maska od Babci Agafii z łopianem to już inna bajka. Była lekka, ładnie pachniała, ułatwiała rozczesywanie, nabłyszczała i bardzo ładnie wygładzała włosy. Jestem jak najbardziej na tak.
L'oreal szampon dodający objętość zawierający w swoim składzie kwas salicylowy. Jeden z lepszych szamponów profesjonalnych. Miał przezroczystą konsystencję, ładny świeży zapach, jedna pompka wystarczyła na umycie całych włosów i co najważniejsze faktycznie nadawał tym włosom objętość. Dzięki kwasowi skóra głowy była dodatkowo oczyszczana. Nie pojawił się łupież, żadne swędzenie ani podrażnienie. Szampon na 5 z plusem.
Batiste suchy szampon w wersji Fresh. Nic dodać nic ująć. Stały bywalec. UWIELBIAM.
Kolejna maska do włosów od babci Agafii. Niestety nie pamiętam nawet czy działała na moich włosach. Taka pojemność jest dobra jedynie na wyjazd ale do porządnego testowania już niestety nie.
Nivea antyperspirant Protect&Care w wersji o zapachu niebieskiego kremu Nivea. Jeden z moich ulubionych dezodorantów do którego chętnie wracam.
Żel do golenia marki własnej Superdrug to okropny niewypał. Wszytko złe i niedobre co może mieć żel on właśnie miał. Miałam wrażenie że lepiej było golić nogi ez niego niż z nim. Wersji z aloesem niestety nie polecam.
Maska nawilżająca do stóp z funciaka z wyciągiem z drzewka herbacianego i mięty. Maska sama w sobie była na prawdę dobra i dla osób które mają problemy z dbaniem o stopy tak jak ja takie wynalazki są zbawienne. Nie polecałabym jednak tej wersji na zimowe miesiące gdyż niesamowicie chłodzi stopy i nawet po ściągnięciu skarpetek uczucie chłodu trwa do kilku godzin. Na lato będą jak znalazł;)
Nivea kremowy żel pod prysznic. Podobnie jak antyperspirant to mój ulubieniec i wracam do niego cały rok.
Płyn do kąpieli dla mam Babydream którego ja używałam po prostu jako żelu pod prysznic. Uwielbiam za zapach i działanie. To już moje ostatnie opakowanie z zapasów jakie zrobiłam sobie będąc rok temu w Pl i na pewno zrobię sobie jego kolejne zapasy. Mój wielki ulubieniec.
Żel zakupiony w Tesco o zapachu pianek to mój stały element w okresie świątecznym. Uwielbiam jego słodki, cukierkowy zapach, wydajność i to że świetnie myje i nie wysusza. Pół litrowe opakowanie kosztuje w promocji Ł2 więc czego chcieć więcej.
Radox o zapachu pomarańczy i lotosu. Kto czyta mojego bloga wie jak bardzo uwielbiam ten żel właśnie za zapach. To już moje "milionowe" opakowanie.
Carex mydełko do rąk nawilżające. Kto go nie miał i nie wąchał koniecznie musi to zrobić. Jedno z lepszych mydeł jakie możemy dostać w drogeriach. Gorąco polecam.
Eco Lab peeling do ciała tonujący. Jego zapach był niezwykle oryginalny (dla mnie pachniał algami) i nie każdemu może się spodobać ale to jak on świetnie ździerał to marzenie przy czym delikatnie nawilżał . Polecam serdecznie.
I ostatnia już porcja zużytych kosmetyków:
Maska 111Skin w formie nasączonego żelowego płata była fantastyczna. Cudownie nawilżała, napinała skórę a dzięki temu że była w formie żelowego płata świetnie też buzie chłodziła (przed nałożeniem trzymałam ją w lodówce). Fantastyczny produkt. Co mogę jej zarzucić to to, że po jej ściągnięciu i wklepaniu resztek płynu skóra była niesamowicie klejąca ale to większość masek tego typu tak ma.
Tata Harper nawilżająca kwiatowa esencja koiła moją skórę, tonizowała ją i faktycznie nawilżała. Mała pojemność zakupiona wraz z całym zestawem była dość pokaźną próbką. Do pełnego opakowanie nie wrócę gdyż jest nieziemsko droga ale miło było ją przetestować.
Maska GlamGlow zielona oczyszczająca. To maleństwo dostałam za darmo a dokładniej wymieniłam swoje punkty na karcie Boots właśnie na ten produkt. Cena jaką musimy zapłacić za taką malutką "próbkę" 15 ml to Ł13-15 czyli sporo już nie mówiąc o pełnowymiarowym opakowaniu. Jednak wracając do maseczki. Już wiem o co tyle szumu bo jest po prostu świetna. Po nałożeniu czułam dość silne pieczenie/mrowienie które do najprzyjemniejszych nie należało ale też szybko minęło. Zapach jak dla mnie ok. Efekty. Czysta, promienna, mega oczyszczona skóra. Do wypróbowania mam jeszcze niebieską i białą i o nich na pewno napiszę coś więcej. Ogólnie polecam bo warto.
La Roche Posay Serozinc to lider w mojej pielęgnacji twarzy i nie tylko. Pobił wszystkie inne wody termalne nawet tą z Uriage. Koi, nawilża, pomaga w niedoskonałościach, uspokaja skórę, pomaga się jej regenerować. Rewelacja bez dwóch zdań. KWC!!!
Nivea płyn micelarny do skóry normalnej i wrażliwej. Jest o jedno oczko niżej niż mój płyn micelarny z Garniera ale i tak można na niego "liczyć".
Superfacialist by Una Brenan żel do mycia codziennego buzi z peelingiem i witaminą c. Był bardzo delikatny, ładnie pachniał cytrusami jednak te drobinki ścierające ciężko się spłukiwały. Produkt sam w sobie ok ale ja do niego nie wrócę.
Oz Natural to nic innego jak kwas hialuronowy wzbogacony o ekstrakt z rumianku, oczaru i witaminę C. Świetny żel choć teraz znalazłam coś o wiele lepszego w lepszej cenie.
Sylveco krem brzozowy z betuliną to krem na prawdę fajny ale nie dla mnie. Podczas kiedy "spaliłam" sobie skórę kwasem migdałowym ten krem własnie mnie ratował i świetnie zregenerował moją skórę. Jednak na co dzień do takiego typu cery jak moja mieszana/tłusta zdecydowanie nie.
I na sam koniec dwa maluszki. Słynne serum od Estee Lauder Advance Night Repair po którym po raz kolejny nie widzę żadnych efektów (chyba jestem jeszcze za młoda;)) i cudowny olejek o dziwnym zapachu z L'occitane Youthful Oil. Uwielbiam i polecam.
Dobrnęłam do końca.
Denko stycznia poszło mi całkiem nieźle:D
A jak Wasze projekty. Pochwalcie się co udało Wam się zużyć
Ściskam
Justyna