Witajcie Kochani!!!
Jak widzicie po tytule dziś zapraszam Was na zakupy styczniowe. Pomału realizuję swoją wishlistę.
Bez zbędnego ględzenia zapraszam na ciąg dalszy...
Dwie pomadki z MAC dostałam po oddaniu 12 pustych opakowań.
Obie są w wykończeniu Lustre. Kolory na jakie się zdecydowałam to Lovelorn, która będzie idealna na letnie dni oraz Patisserie, która podobno robi furorę wśród panien młodych i w sumie wcale się nie dziwię bo jest piękna.
Będąc już w MAC postanowiłam kupić sobie matujący puder Blot Powder. Niestety pani konsultantka się pomyliła i zamiast Blot dała mi Studio Careblend. Pomyłkę zauważyłam dopiero w domu (niestety najbliższy salon mam bardzo daleko od siebie więc nie wróciłam się aby go zamienić). Puder w odcieniu dark medium niestety jest za ciemny a i samo wykończenie nie do końca mi odpowiada dlatego też puder powędruje do mojej siostry, która ma ciemniejszą karnację i inny rodzaj skóry.
Mam nadzieję, że u niej się sprawdzi.
O sławnej Liz pisałam już na blogu i choć wtedy z tą wydajnością było kiepsko to sam produkt uwielbiam i nie mogłam mu się oprzeć:) Wersja świąteczna kosztowała 19 funtów (150 ml produktu z pompką plus 2 szmatki muślinowe).
Clarins. Od lewej: krem do rąk, słynny już żel do mycia buzi i oczyszczająca pianka dla skór normalnych i mieszanych. Wszystkie produkty już miałam i powróciłam do nich. Dowód na to że bardzo je lubię, bo rzadko kiedy kupuję dany produkt dwa razy:)
Korres Rosy Glow.
Byłam strasznie ciekawa słynnej maseczki z dzikiej róży, którą znajdziemy w powyższym zestawie. Zapachu róży w kosmetykach nie lubię ale po obwąchaniu stwierdzam, że żel pachnie całkiem znośnie. Pozostałe produkty są jeszcze nie tknięte. Czekają na swoją kolej.
Soap& Glory Pulp Friction to ostatni jeszcze nie testowany przeze mnie peeling do ciała. Mam nadzieję że będzie równie dobry jak pozostałe.
Przerwa w fotografowaniu:D Wiecznie ciekawski pies:D
Maskara z Benefit They're Real to podobno klasyk wśród maskar. Za takie maleństwo musiałam zapłacić 5 funtów 0_o. Mam nadzieję, że będzie tego warta.
Zestaw do konturowania Sleek to moja mała zachcianka. Bronzer wydaje się ciekawy natomiast rozświetlacza nie używam więc będzie "robił dobre wrażenie".
Podkład Nearly Naked w odcieniu 120 Vanilla kupiłam z czystej ciekawości. Cena 3 funtów była tak atrakcyjna że nie zastanawiałam się długo:)
Maleńka paletka z Clarins.
Róż jest odrobinę za ciemny jak dla mnie ale sama konsystencja i efekt na buzi jest na plus.
Jaśniejszy cień to taki kameleon (róż, złoto, pomarańcz), natomiast ciemniejszy to szarość pomieszana z oliwką i srebrnymi drobno zmielonymi drobinami. Solo prezentują się ciekawie i można z nimi łatwo pracować, ale niestety w duecie te kolorki do siebie zupełnie nie pasują.
A żeby perfum było mało mój chłopak dokupił mi kolejny zestaw.
Next Gold pachnie nieziemsko. Słodki, ciężki zapach, który bardzo długo utrzymuje się na moim ciele.
W skład zestawu wchodzą: woda perfumowana, roll on i perfum w sztyfcie. Dwa ostatnie dostanie w prezencie mama, ponieważ ja nie przepadam za takimi wynalazkami:)
I na koniec pojedynczy cień z L'oreal Cameleon numer 600 oraz konturówka do ust z Max Factora 02. Do cienia staram się póki co przekonać a konturówki jeszcze nie testowałam:)
W drodze do mnie idą jeszcze dwie palety z I heart makeup oraz paleta róży z Makeup Revolution. Czekam na nie z niecierpliwością i pokarzę je Wam przy okazji.
Ściskam
Kokos