czwartek, 5 marca 2015

Ulubieńcy lutego

Witajcie Kochani!!!

Nieco spóźnieni ale są. Ulubieńcy najkrótszego miesiąca...
Zapraszam



Delikatna pianka do skóry normalnej i mieszanej z wyciągiem z ziaren bawełny od Clarins. Produkt, który spodobał mi się do tego stopnia że postanowiłam kupić go ponownie.
Świetnie oczyszcza skórę z wszelkich zanieczyszczeń oraz makijażu a po jej zastosowaniu mamy uczucie "piszczącej skóry". Lubi jednak troszkę ściągać skórę więc po jej zastosowaniu konieczny jest krem nawilżający.
Jest mega wydajna. Mała kropka wystarczy na całą twarz. Piana którą uzyskujemy po zmieszaniu z wodą jest bardzo gęsta i to uczucie oczyszczenia...bezcenne dla posiadaczek skór tłustych:)


Kolejnym produktem w kategorii pielęgnacja jest już dobrze znany balsam Take the day off z Clinique. Jego recenzję mogłabym zamknąć w jednym zdaniu: "jest po prostu genialny". Usuwa cały makijaż, nawet oczu nie podrażniając, uczulając itp...Jest bezzapachowy co akurat w moim przypadku jest na wielki plus. Nie pozostawia tłustej powłoczki i nie rozmazuje np. tuszu na całej buzi. Robi to co ma robić i jestem nawet w stanie wybaczyć mu tą nieco zawyżoną cenę. 
Słyszałam że jednej dziewczynie wystarczył na 1 rok używania (codziennego). Nie jestem w stanie w to uwierzyć. Owszem wydajny jest, ale nie przesadzajmy że pojemność 125 ml jest w stanie wystarczyć na rok.


W lutym najczęściej sięgałam też po szampon z Lush I Love Juicy. Skuszona obietnicą dogłębnego oczyszczenia kupiłam małą 100 g pojemność aby w razie niewypału nie pluć sobie w brodę. Taka buteleczka to koszt niecałych 5 funtów czyli sporo.
Szampon jest jednak GIGANTYCZNIE wydajny. Na umycie moich długaśnych włosów wystarczy dosłownie wielkość małego orzecha. Szampon pozostawiałam na skórze głowy około 3-5 minut aby enzymy owocowe (zawarte w składzie) miały czas na usunięcie zanieczyszczenie/środków pielęgnacyjnych/itp. Na zdjęciu nie uchwyciłam ile jeszcze mi go zostało (musicie uwierzyć mi na słowo zostało jeszcze połowę opakowania) ale połowa opakowania czyli 50 g starczyła mi na około 12-15 użyć więc jestem pod wielkim wrażeniem. 
A jak działa? Włosy faktycznie są bardzo mocno oczyszczone i aż "skrzypią". Trzeba więc zastosować odżywkę która ułatwi nam ich rozczesanie. Skóra głowy faktycznie mniej mi się przetłuszcza a i włosy na drugi dzień są w miarę ok gdzie przy zwykłych szamponach niestety już widać że wymagają kolejnego mycia. Obecnie używam go tak 2 razy w tygodniu choć przy codziennym stosowaniu też nie zauważyłam "skutków ubocznych" typu np. podrażnienie skóry głowy czy łupież. 
Opakowanie 500 g to koszt niecałych 18 funtów ale podejrzewam że w przyszłości skuszę się na pełno wymiarowe opakowanie.


I na sam koniec relaks pod prysznicem czyli Whipped Clean Shower Butter od Soap&Glory.
Jego pełną recenzję możecie przeczytać tutaj KLIK.
Czy ja mogę coś jeszcze dodać? Chyba to że to już moje 3 opakowanie o czymś musi świadczyć. Jedynie cena może odrobinę odstraszać ale promocje na stanowisku Soap& Glory trwają wiecznie:)

W lutym kosmetyki kolorowe nie miały swoich 5 minut ale w marcu mam nadzieję że coś się pojawi.

A jakie kosmetyki Wam najbardziej przypadły do gustu w minionym miesiącu?

Ściskam
Kokos

9 komentarzy:

  1. Żadnego produktu nie znam. Muszę w końcu wypróbować jakąś piankę do twarzy ;d

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tą gorąco polecam ale jedynie osobom o cerze tłustej lub mieszanej. Cery suche mogą być niezadowolone.

      Usuń
  2. Balsam z Clinique mi się marzy, ale cena mnie skutecznie odstrasza :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety cena jest troszkę zaporowa ale ja na szczęście swój egzemplarz kupiłam na bardzo dużej promocji (około 10 funtów) więc taka cenę da się "przeżyć".

      Usuń
  3. Świetni ulubieńcy. Niestety nie znam żadnego.

    OdpowiedzUsuń
  4. Balsam Clinique jest na mojej liście :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie znam nic, szampon mnie zainteresowal;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam spróbować najpierw tą mniejszą pojemność.

      Usuń
  6. To chyba Nissiax w jednym ze swoich filmików opowiadała, że to masełko Clinique wystarczyło jej na pół roku lub rok używania - nie pamiętam. W każdym razie, mi na pół roku raczej nie wystarczy i nie wiem jak miałabym go używać, żeby nie zużyć przez tak długi czas. Niemniej to rzeczywiście b. dobry kosmetyk, o wiele lepszy niż masełko z The Body Shop.
    Marka Clarins zaczyna mnie coraz bardziej kusić. Nie tylko ze względu na sławetne błyszczyki, ale i pielęgnację.

    OdpowiedzUsuń