Witajcie Kochani!!!
Dzisiaj przychodzę do Was z recenzją 3 gagatków które udało mi się zakupić jeszcze przed świętami. Mowa o szamponie, masce oraz relaksującym balsamie do włosów z firmy Phyto. Wszystkie te 3 produkty mają za zadanie chronić nasze włosy zimą przed puszeniem, elektryzowaniem oraz niesfornymi kosmykami. Czy wszystkie zdały egzamin? Zapraszam do recenzji.
Na wstępie jeszcze dodam, że cały zestaw był opakowany w granatowe pudełko. Wszystkie trzy produkty były oddzielone od siebie. Całość prezentowała się bardzo elegancko a samo pudełko śmiało mogło zastąpić ozdobne opakowanie.
Moje włosy nie mają problemu z elektryzowaniem czy niesfornością. Tzn. wokół linii czoła czy przy skroniach ciągle rosną "baby hair", przy czy moje włosy w tych miejscach wiecznie odstają, kręcą się nie chcą się poddać nawet najmocniejszemu lakierowi do włosów. Osobiście daję im "wolną rękę";) niech robią co chcą byle by tylko nie wypadały. Z resztą zawsze sobie jakoś poradzę:)
Przejdźmy jednak do samych produktów.
Zacznę może od produktu który sprawdził się u mnie najmniej.
Botanical Hair Relaxing Balm czyli nic innego jak balsam do włosów, który konsystencją balsamu wcale nie przypomina, wręcz przeciwnie.
Konsystencja jest przezroczysta z lekko perłowym refleksem. Zapach całej linii jest niby taki sam ale poszczególne kosmetyki różnią się zapachowo.
Opakowanie to metalowa tubka i jak same możecie zobaczyć wgniata się pod każdym naciskiem. Na szczęście opakowanie ma płaską zatyczkę więc może stać "do góry nogami" dzięki czemu wydobycie samego produktu nie stanowi większego problemu. Poza tym konsystencja jest tak rzadka, że sama z tego opakowania się wylewa.
Co jednak w nim mi nie pasuje? Powiem szczerze, że sama nie wiem czego mam się spodziewać po tym produkcie. Ma za zadanie wygładzać i nawilżyć nasze włosy aby się nie puszyły. Po zastosowaniu szamponu i maski, tak na prawdę, użycie tego balsamu jest zbędne bo maska robi całą robotę.
Stosowałam się jednak do zaleceń producenta i postępowałam zgodnie z jego wskazówkami.
Mianowicie:
Niestety z samą aplikacją można łatwo przesadzić a kiedy na drugi dzień (po wyschnięciu) rozczesywałam włosy swoim TT na ząbkach szczotki mogłam zobaczyć biały nalot. Wtedy wiedziałam że nałożyłam zbyt dużo produktu. Ręce na początku aplikacji odrobinę się kleiły (mokre włosy nie miały z tym problemu) ale po kilku sekundach lepkość znikała. Kiedy jednak już opanowałam aplikację efekty były na prawdę marne. Podczas szczotkowania nadal widziałam biały nalot, włosy owszem były wygładzone ale przy tym "oklapnięte" (chociaż balsamu używałam jedynie od długości łopatek po pupę) i matowe, zupełnie "bez życia". Nie zauważyłam również żadnych efektów nawilżających.
Jestem rozczarowana tym produktem i na dzień dzisiejszy nie mam zamiaru dłużej go stosować. Może faktycznie ja coś robię nie tak albo po prostu moje włosy nie potrzebują takiego wspomagacza. Balsam na dzień dzisiejszy czeka na nowego właściciela. Może u kogoś innego lepiej się spisze.
Cena: około 12-16 funtów
Pojemność: 100 ml
Termin przydatności: 6 miesięcy
Drugi w kolejce czeka już szampon.
Perfect Smoothing Shampoo.
Szampon ma za zadanie wygładzać nam włosy i jak każdy szampon je oczyszczać.
Zacznę jednak od części technicznej:)
Szampon zamknięty jest w metalowej tubie z ogromnym otworem, przez który nie mamy możliwości kontrolowania dozowania. Przy kilku pierwszych aplikacjach wylewałam o wiele za dużo produkty, który po prostu się marnował. Potem było już tylko lepiej.
Szampon ma gęstą, kremową konsystencję. Świetnie się pieni. Wystarczy doprawdy ilość ziarna grochu aby umyć całe włosy. Po spłukaniu włosy są świetnie oczyszczone i aż "skrzypią". Zapach nieco mnie drażnił ale z czasem się przyzwyczaiłam.
Szampon nie podrażnił ani nie uczulił mojej skóry głowy. Nie spowodował również łupieżu.
Jedyne co mogę mu zarzucić to, to okropne opakowanie ale poza tym szampon spisał się na 5. Gdyby nie jego dość wysoka cena regularna (około 10 funtów) pewnie bym do niego wróciła. Na razie zużywam swoje ogromne zapasy;)
Pojemność: 200 ml
Termin przydatności od otwarcia: 12 miesięcy
Cena: około 10 funtów
A na sam koniec zostawiłam maskę, która wymiata wszystkie pozostałe kosmetyki:)
Phytolisse Express Smoothing Mask.
Maska zamknięta jest w najlepszym pudełku z całego zestawu. Miękkie, praktyczne, plastikowe pudełeczko. Dodatkowo zabezpieczona była folią ochronną, której już zdążyłam się pozbyć. Konsystencja maski jest jednak czymś "dziwnym". Z taką konsystencja w tego typu produktach jeszcze się nie spotkałam i tak na prawdę trudno mi ją opisać (spójrzcie na zdjęcia). Mi przypomina troszkę masę perłową. Jest niezwykle gumowata i rozciągliwa. Do mokrych włosów dosłownie się "przykleja". Maskę pozostawiam wg. zaleceń producenta na 2-3 minuty i wykonuję resztę zabiegów pielęgnacyjnych. Maska jest gęsta przez co niezwykle wydajna. Wystarczy mała porcja na pokrycie całych włosów. Maskę stosuję od połowy ucha na całą długość włosa. Mimo swojej nietypowej konsystencji świetnie się spłukuje pozostawiając włosy gładkie, miękkie, lśniące i pachnące. Nie ma mowy o żadnym obciążeniu. Włosy są sprężyste i świetnie się układają.
Stosuję ją z różnymi szamponami i z każdym dobrze współgra.
Podsumowując; z maski jestem najbardziej zadowolona. Choć termin przydatności to jedynie 6 miesięcy myślę, że bez problemu ją wykończę. Osobiście gorąco polecam.
Cena: około 17-20 f
Pojemność: 200 ml
Termin przydatności: 6 miesięcy od otwarcia
Cały zestaw oceniam na 4. Jeden stopień odejmuję za ten balsam, który okazał się bublem. Mimo wszystko jestem z zestawu zadowolona a i cena (16 funtów) była bardzo okazyjna więc tym bardziej się cieszę.
Nie wiem jednak czy do nich wrócę ponieważ moje obecne zapasy na to nie pozwalają. Gdyby jednak znów nadarzyła się tak okazyjna promocja to kto wie...;)
A czy Wy miałyście może okazję używać któregoś z powyższych produktów?
Jeśli tak napiszcie jak się u Was sprawdził/y?
Kokos