Kolejny miesiąc za nami więc i pora na denka października.
Idzie mi coraz lepiej chociaż wiadomo chciałabym być jeszcze bardziej systematyczna i wykańczać więcej kosmetyków.
W każdym bądź razie wszystko jest na dobrej drodze;)
Zaczynajmy:
1. Oryginal Source- żel pod prysznic z shea butter i miodem. Wkońcu jakiś zapach z tej firmy, który mi się spodobał. Na dzień dzisiejszy jednak powstrzymam się przed zakupem kolejnych opakowań.
2. Radox- mydełko w płynie z limitowanej edycji Estern Spirit. Coś fantastycznego. Niestety nie wiem czy go odkupie z racji tej limitowanej kolekcji. Jak narazie mam zapasy;)
3. Radox- żel pod prysznic z rumiankiem. Bardzo przyjemny zapach. Napewno wypróbuję inne zapachy z tej firmy.
4. Krem do rąk z białą brzoskwinią. Pisałam o nim TUTAJ. Pudełeczko jednak sobie zostawiam, bo jest bardzo kontrowersyjne;)
5. Ziaja- krem do rąk kozie mleko. Pisałam o nim TUTAJ.
6. L'occitane- krem do rąk z kwiatem wiśni. Bardzo lubię to wersję. Jest o wielel lżejsza niż z 20% masłem shea.
7. Boots- pianka do golenia, brzoskwiniowa. Moim zdaniem nie różni się niczym o markowych pianek dla kobiet.
8. Seasource- maska do włosów kupiona za 1 funcika. Była rewelacyjna.
9. Bourjois- płyn micelarny. O nim chyba nie trzeba dużo mówić. Świetny produkt.
10. Nivea- chusteczki do demakijażu. Chusteczki jak chusteczki i kropka;)
11. Skin Food- peeling enzymatyczny z cytrynką. Pisałam o nim TUTAJ.
12. Lush Dark Angels- peeling. Pisałam o nim TUTAJ. Rewelacyjny kosmetyk pielęgnacyjny.
13. Nivea-klasyczny, gęsty. Każdy go chyba zna;)
14. Bourjois Healthy Mix- podkład. Mi dobrze służył i napewno kiedyś do niego powrócę.
15. Collection 2000 Lasting Perfection- świetny korektor. W danej chwili używam już tego samego zamiennika.
16. L'oreal Glam Shine Candy- rewelacyjny błyszczyk. Napewno go odkupię.
17. Ziaja- maseczka dotleniająca. Mojaulubiona maseczka do tej pory. Musze wybrać się po jej zapasy.
18. Clarins Multi Activ Night. Bardzo dobry krem nawilżający jednak jego zapach skutecznie mnie odstraszał.
19. CK One- o tych perfumach pisałam TUTAJ. Po skończeniu buteleczki już wiem, że kupie je ponownie.
A na koniec dwa oszusty. Tzn.
20. Soap& Glory- peeling cukrowy. Recenzja na moim blogu. Nie jestem wstanie zużyć do końca tego śmierdziela. Bez wyrzutów sumienia wyrzucam go i napewno nigdy więcej nie kupię.
21. Ayuuri- tonik różany do twarzy z gliceryną. Po przetarciu nim twarzy był wyczuwalny zapach róży co mi osobiście się podobało jednak buzia tak się niesamowicie kleiła, że dla mnie to nie przejdzie. Użyłam kilka razy jednak klejenia się nie zniosę.
Oto mój projekt denko. Wyszedł całkiem niezły. Oby tak dalej.
Życzę tego sobie i Wam również.
Dousłyszenia.
Czytaj dalej »
Witajcie Kochane.
Moja ciekawość jednak zwyciężyła.
Postanowiłam wszystko podliczyć i sprawdzić jak sprawa ma się u mnie.
Oto wyniki moich obliczeń;)
Rozliczenie I- Pielęgnacja.
1. No 7 chusteczki do demakijażu. Cena 2 funty (kupione na promocji).
2. Hydrolat oczarowy z BU. Cena 17,90zł
3. Bioderma. Kupiona w 2 paku. Dzieląc na pół wychodzi ok. 22zł.
4. Pianka myjąca z Vichy. Kupiona w zestawie więc cene podam zbliżoną ok. 15zł.
5. TBS krem z algami. Cena 9 funtów.
Łącza suma za obecną pielęgnację to:
ok. 110zł
Kosmetyki we funtach przeliczyłam na złotówki. Myślę ze cena całkiem przyzwoita;)
Oczywiście raz na jakiś czas zmieniam krem lub płyn micelarny więc cena może się nieco wachać, jednak na dzień dzisiejszy wygląda to tak.
Rozliczenie II- Kolorówka.
1. Lip Butter z revlona. Cena 6 funtów.
2. Clarins Natural Lip Perfector. Cena 10 funtów (cena w sklepie jest nieco wyższa).
3. Lirene City Matt. Cena ok. 4 funty (przeliczyłam na funty).
4. Vichy Dermablend. Cena 12 funtów.
5. Mac Mineralize Skinfinish Soft and Gentle. Cena 3 funty.
6. Mac Studio Finish Concelar. Cena 12,50 funta.
7. Ziemia Egipska z Ikos (pochodzi z wymianki więc ceny pisać nie będę).
8. TBS róż. Cena 2 funty (okazyjna cena).
9. Essence paletka do brwi. Cena ok. 2 funty.
10. Urban Decay baza pod cienie. Cena 11 funtów.
11. Max Factor 2000 Calorie. Cena 8 funtów.
12. Avon Super Shock kredka. Cena 3 funty.
Cienie i paletki. Tych wliczać nie będę bo suma byłaby kosmiczna. Codziennie zmieniam cienie ta aby mi się nie znudziły.
Jaką przybliżoną cenę podam około 6 funtów.
Łączna suma za kolorówkę to:
79, 50 f czyli około 390 zł.
Cena za kolorówkę jest znacznie wyższa jednak biorąc pod uwagę wydajność wszystko jest w miare na swoim miejscu;)
Mam to szczęście, że dużo kosmetyków udaje mi się dostać w naprawde okazyjnych cenach. Gdyby nie to moje fundusze wołały by o pomste do nieba;)
A Was Kochane zachęcam do zabawy.
Czytaj dalej »
Kochane moje...
Dzisiaj będzie już ostatnia recenzja maseczki, która będzie kończyć miesiąc październik, który był miesiącem maseczek.
Za otagowanie jeszcze raz serdecznie dziękuje Malince. Dzieki Tobie Kochana wziełam się w garść i w tym miesiącu naprawde częściej zaczełam używać maseczek. Mam nadzieje, że nawyki z tego miesiąca pozostaną ze mną na dłużej.
A dzisiaj mowa będzie o maseczce z Avene Soothing Moisture Mask (kojaco-nawilżająca).
Kupiłam ją po recenzji jednej z youtubowiczek Pauliny. Opowiadała o niej same dobre rzeczy, a że moja buzia w tamtym czasie nie najlepiej wyglądała i potrzebowała jakiegoś ukojenia postanowiłam ją wypróbować.
Opakowanie:
W kartonowym pudełeczku znajduje się szczegółowa ulotka, w której wszystko mamy dokładnie opisane. Tubka jak najbardziej higieniczna a i wydobycie produktu z niej nie stanowi żadnego problemu.
Konsystencja:
Konsystencja maseczki kremowa, lekka. Niestety na skórze po nałożeniu pozostawia lepką warstewkę.
Skład i informacje od producenta:
Dzięki dużej zawartości Wody termalnej Avène, Maseczka ma niezwykle
silne właściwości nawilżające, łagodzące i zapobiegające podrażnieniom. Jest doskonała dla skóry wrażliwej, zmęczonej, pozbawionej blasku lub podatnej na działanie czynników zewnętrznych (zaczerwienienia, uczucie napięcia skóry, poparzenia słoneczne...).
Czynniki odżywcze i nawilżające odbudowują warstwę ochronną skóry i utrzymują jej optymalne nawilżenie.
Oryginalna formuła sprzyja wchłanianiu czynników aktywnych wzależności od potrzeb skóry.
Dzięki aksamitnej i gęstej konsystencji pozostawia skórę miękką i ukojoną. Produkt hipoalergiczny. Nie powoduje powstawania zaskórników.
Nie zawiera konserwantów.
- Koi i łagodzi podrażnienia
Dzięki dużej zawartości wody termalnej Avène.
- Odżywia i nawilża*
Składniki odżywcze i nawilżające pomagają odbudować barierę ochroną skóry i utrzymać optymalny poziom nawilżenia.
*górne warstwy naskórka Nie zawiera konserwantów.
Wskazania
Pielęgnacja skóry wrażliwej, która jest zmęczona, pozbawiona zdrowego kolorytu lub okresowo podrażniona-zaczerwieniona, wysuszona lub opalona.
Jak stosować
Nakładać na skórę twarzy i szyi. Pozostawić maseczkę na skórze przez 10-15 minut aż do całkowitego wchłonięcia. Nadmiar maseczki usunąć za pomocą płatka kosmetycznego. Na zakończenie rozpylić na twarz mgiełkę Wody termalnej Avène.
Moja opinia:
Na wstępie wspomne może o tym, że producent robi nas nieco w bambuko:/
Tubka 50ml, która na pierwszy rzut oka wydaje się całkiem spora w rzeczywistości jest zapełniona nawet nie do połowy opakowania. Nie wiem czy tylko moja tubka tak wyglądała i miałam poprostu taki egzemplarz czy też każda tubka jest tak napełniania.
Maseczka nakłada się bardzo przyjemnie. Jej lekka formuła łatwo się rozsmarowuje jednak po nałożeniu maseczki na twarz jest wyczuwalna lepkość za czym nie za bardzo przepadam.
Maseczka też nie wchłania się całkowicie. Czuć ją przez cały czas. Ja nakładam ją na noc więc rano gdy się budzę ta warstewka, która rozstała po jej nałożeniu poprostu wciera się w poduszkę.
Teraz jednak może nieco plusów.
Moja twarz jakiś czas temu przechodziła nie najlepszy dla siebie okres. Skóra odpadała mi małymi kawałeczkami za przyczyną kwasów (które wtedy stosowałam) oraz innych czynników (stres), oraz przez warunki atmosferyczne.
Wtedy też zaczełam stosować tą maseczkę. Stosowałam ją na noc podobnie jak Beauty Flash Balm (którego wtedy jeszcze nie byłam posiadaczką). Maseczka poradziła sobie świetnie. Stosowałam ją co 2-3 dzień. Efekty były widoczne już po tygodniu. Świetnie poradziła sobie z suchymi skórkami. Ukoiła skórę oraz złagodziła podrażnienia. Po tygodniu zaczerwienienia widoczne na policzkach i w okolicach nosa całkowicie znikneły.
Buzia odzyskała naturalny blask i widocznie się wygładziła.
Na dzień dzisiejszy stosuję ją raz na 2 tygodnie. Dzięki akcji z maseczkami przypomniałam sobie o niej i stosowałam ją raz na tydzień.
Dane techniczne:
Maseczka ma pojemność 50 ml i jest ważna 12 miesięcy od otwarcia.
Podsumowując:
Oceniam ją na 4/5. Odejmuję punkt za tą warstwę którą pozostawia jednak jej działanie wynagradza to.
Nie wiem czy kupię ją ponownie. Podejrzewam, że w przyszłości tak.
Kończąc maseczkowy miesiąc i podsumowując całą akcję pragnę powiedzieć, że dzięki niej stałam się bardziej systematyczna. Mam nadzieję, że moja chęć maseczkowa zostanie ze mną wraz z nadchodzącymi miesiącami.
Co sądzicie o tej maseczce?
Miałyście może okazję ją stosować?
Czytaj dalej »
Witajcie Kochani.
W ten zimny sobotni wieczór chciałam zrecenzować dla Was krem do rąk marki Lirene, który zakupiłam podczas mojego pobytu w Polsce i pokazałam go w moich zakupach z PL
KLIK.
Więc nie przeciągając zachęcam do lektury.
Opakowanie:
Zwykła, higieniczna tubka, która do tego rodzaju produktów moim zdaniem jest rozwiązaniem idealnym.
Skład dla ciekawskich:
Moja opinia:
Chyba będą same plusy bo powiem szczerze- nie potrafie znaleść w nim żadnych wad.
Konsystencja bardzo lekka i tak jak zapewnia producent na opakowaniu szybke się wchłania. Krem ma bardzo delikatny zapach, który nie utrzymuje się na dłoniach długo ale mimo wszystko na początku po aplikacji jest wyczuwalny.
Bardzo dobrze nawilża dłonie i co dla mnie najważniejsze nie pozostawia na skórze tłustej warstwy.
Producent zapewnia, że krem wyeliminuje uczucie ściągnięcia już po pierwszej aplikacji. Mogę się z tym zgodzić co prawda nie w 100% ale w 80% jak najbardziej.
Ostatnio pomiędzy palcami skóra zaczeła mi dosłownie najpierw się łuszczyć a następnie pękać. Nie wyglądało to ładnie a i przy mojej pracy nie dawało konfortu. Ze względu też na moją pracę wyleczenie jej nie jest łatwe.
Krem z tym problemem poradził sobie bardzo dobrze i już po kilku dniach regularnego stosowania zauważyłam znaczną poprawę.
Pojemność kremu to 75 ml. Od otwarcia ważny jest 12 miesięcy. Za swój krem w mojej malutkiej drogerii zapłaciłam 5,59zł.
Podsumowując:
Krem oceniam na 6 z plusem;)
Wad nie zauważyłam z czego się bardzo cieszę.
Po raz kolejny zaufałam firmie Lirene i się nie zawiodłam. Kolejny produkt na którym się nie zawiodłam.
Gorąco polecam wszystkich.
Kończąc chciałabym życzyć Wam spokojnego sobotniego wieczoru i przyjemnej niedzieli.
Dousłyszenia:)
Jakie są Wasze ulubione kremy do rąk?
Czytaj dalej »
Witajcie Kochani.
Jak w tytule, dzisiaj przychodzę do Was z recenzją mojego pierwszego różu z Inglota w numerku 46.
Zawsze chciałam wypróbować jakikolwiek róż z tej firmy, a dokładniej róż właśnie w kamieniu. Za kremowymi nie przepadam i tak naprawde moje umiejętności w posługiwaniu się takimi nowościami pozostawiają wiele do życzenia;)
Róż dostałam w jednej z paczuszek od hoshi777. Za co jeszcze raz serdecznie dziekuję.
Z początku niepozorny teraz stał się moim ulubieńcem.
Opakowanie:
Róż zamknięty jest w czarnym kartoniku. Wszystkie informacje zamieszczone są na nim.
Sam róż natomiast znajduje się w plastikowym pojemniczku, który jest zakręcany. Za tego typu zakręcaniem nie przepadam niestety ale na to przymkne oko;)
Skład:
Moja opinia:
Pierwsze co zauważyłam przy jego użytkowaniu był fakt iż róż jest bardzo dobrze napigmentowany i na początku trzeba troszkę uważać, żeby nie narobić sobie plam na buzi.
Konsystencja jest aksamitna i przy nakładaniu łatwo się rozprowadza.
Przepięknie wyglądał w lecie na opalonej twarzy ale i teraz kiedy opalenizna już mi powoli znika świetnie się prezentuje. Niesamowicie ożywia buzie (nawet zmęczoną).
Na moich policzkach utrzymuje się 8 h. Po tym czasie zaczyna powoli schodzić ale równomiernie, nie tworząc brzydkich zacieków.
Niestety zdjęcie nie oddaje jego prawdziwego kolorku. Moim zdaniem to bardziej dojrzała morelka bez drobinek na czym najbardziej mi zależało.
Róż jest ważny 18 miesięcy od otwarcia a jego gramatura to 2,5g.
Podsumowując:
Jestem bardzo zadowolona z niego. Wszystkie dotychczasowe informacje na temat róży z Inglota potwierdziły się.
Jest to naprawde dobry produkt i jeżeli tylko będę miała kiedyś taką możliwość napewno wypróbuje inne kolorki ale już w wersji "do paletki" (freedem system) czyli wkładów.
Wszystkim bardzo gorąco polecam.
Jakie róże Inglota (odcienie) są Waszym zdaniem
godne polecenia?
Czytaj dalej »
Witajcie Kochani.
Dzisiaj będzie bardzo luźny wpis.
A mianowicie jak już po tytule można rozpoznać będę się chwalić swoimi zdobyczami, które udało mi się poczynić na przełomie paru dobrych miesięcy.
O firmie dowiedziałam się przypadkiem z youtube. Z racji tego, że świece zapachowe kocham i mam "małego" świra na ich punkcie od razu zapragnełam je mieć.
Ceny za te przyjemności są niestety dość wysokie ale raz na jakiś czas można sobie sprawić małą niespodziankę, tym bardziej, że mamy już jesień a w jesienne wieczorki najlepiej smakują z kubkiem gorącej herbatki, dobrą książką i świecą;)
Zanim jednak przejde do prezentacji muszę wspomnieć, że moja kolekcja nieco zubożała gdyż większość wosków oddałam swojej kochanej mamie, która podobnie jak ja lubi piękne zapachy a w szczególności kominki. Tak więc miłość do tego typu rzeczy odziedziczyłam po niej;)
Cztery wkładziki.
Najpiękniejszy zapach to midnight jasmin. Wystarczy palić kominek 15 minut a tym przepięknym zapachem pachnie cały dom.
Trzy najmniejsze (104g) świeczuszki ale za to jakie:)
Beach flowers niestety nie za bardzo przypadły mi do gustu. Zapach bardzo dziwny, słodki, ciężki i niestety duszący. Na szczęście już ją spaliłam i wyrzuciłam.
Za to dwie pozostałe to już inna bajka.
Kwiaty bzu. Od teraz zapach jednych z moich ukochanych kwaitów mogę czuć przez 12 miesięcy w roku a nie tylko w maju. W zapasie mam jeszcze jedną i palę ją na szczególne okazję.
Róże to już klasyka. Nic dodać nic ująć.
W swej kolekcji mam jeszcze a raczej miałam mandarin cranberry, french lavender i midnight jasmin również w tej samej pojemności jednak ich czas już się "wypalił".
Wszystkie zasady bezpieczeństwa bardzo dobrze opisane są na spodzie każdej świeczki.
Bardzo lubię w tych świecach ich wieczka. Dzięki nim po zgaszeniu ze świeczki nie ulatnia się dym z knota.
Pozatym świeczki spalają się bardzo równomiernie tzn. nie ma czegoś takiego przy świeczkach np. z ikei gdzie podczas palenia topi sie tylko środek wosku a wokoło już nie. Marnuję się świeca. W Yankee Candle wszystko topi się równomiernie a co za tym idzie świeca starcza nam na dłuższy okres.
I na koniec chcę Wam pokazać jeden z moich kominków. Udało mi się go zdobyć za 2 funciaki na wyprzedaży. Jakie było moje zaskoczenie kiedy w domu zobaczyłam, że jest on właśnie z firmy Yankee Candle. Idealny na woski i olejki zapachowe. Biały kolor idealnie pasuje do mojego wnętrza a serduszka w blasku tea lihgt rzucają świetne cienie na ściany:)
Zapomniałabym jeszcze o 3 dyfuzorkach, kupionych również na promocji.
Będą idealne na nadchodzące święta szczególnie zapach przypominający choinkowy las.
Oto moje mała kolekcja w całej okazałości.
Mam nadzieję, że się Wam spodoba. Z biegiem czasu napewno wzbogacę się o nowe nabytki o których Was napewno poinformuję:)
A czy Wy miałyście okazję je testować?
Jakie jest Wasze zdanie na ich temat?
Czytaj dalej »
Witajcie Kochane.
Dzisiaj będzie recenzja żelu peelingującego z Shisheido.
Produkt ten na tyle mnie zachwycił, że postanowiłam poświęcić mu odzielny post.
Dodam tylko na wstępie, że produkt jest świetny i sam jego opis stanowić będzie dla mnie mały problem bo trudno ubrać w słowa uczucie jakie towarzyszy przy jego używaniu:)
Informacje na temat żelu zaczerpnięte z wizaz.pl
Oczyszczający peeling do ciała, który zawiera olejek z nasion herbaty o działaniu silnie nawilżającym i delikatne granulki złuszczające. Usuwa zanieczyszczenia i martwy naskórek. Ma działanie wygładzające, odświeżające i nawilżające. Nie powoduje podrażnień, dobrze się zmywa, przynosi natychniastowe orzeźwienie.
Opakowanie:
Proste, klasyczne, bardzo wygodne. Kartonik w brzoskwiniowym kolorze od razu wpadł mi w oko. Tubka miękka, łatwo wydobyć z niej produkt.
Konsystencja:
Gęsta, bardzo treściwa. Kolor produkty w odcieniach dojrzałych brzoskwiń:) za to od razu podbił moje serce.
Zapach:
Zapach bardzo hmm...dziwny. Nie umiem go opisać w żaden sposób choć z opisem zapachów nigdy nie miałam problemu. Nie jest drażniący choć podejrzewam, że dla osób o wrażliwych nosach może nie przypaść do gustu. Ciepły, otulający jednak nie umiem wyróżnić poszczególnych nut. Mi bardzo dobrze się kojarzy i sam fakt, że moge go powąchać już pozytywnie nastraja.
Moja opinia:
Gdy pierwszy raz otworzyłam tubke i wycisnełam na ręke produkt od razu urzekły mnie dwie rzeczy. Pierwsza- gęsta konsystencja, druga- kolor żelu. Drobinki w nim zatopione są bardzo malutkie i delikatne, jednak po rozsmarowaniu na ciało czuć, że skóra jest peelingowana. Zapach (jak dla mnie) cudny. Żel nie pieni się wogóle, za to w bardzo przyjemny sposób możemy wykonać nim i peeling i masaż. Sama czynność peelingowania jest wspaniała. Ciepła woda w połączeniu z zapachem i delikatnym (choć dogłębnym) "zdzieraniem" wprawia mnie zawsze w pozytywny nastrój. Na jesienno- zimowe wieczory będzie jak znalazł:)
Przyznam szczerze, że tak naprawdę nie używam tego produktu jako żelu tylko właśnie jako peelingu i moim zdaniem do tego celu o wiele lepiej sie sprawdza.
Bardzo wydajny. Wystarczy niewielka ilość produktu aby dobrze wymasować całe ciało.
Ze zmyciem go nie ma żadnych problemów. Skóra jest niesamowicie delikatna i wygładzona. Żel pozostawia na skórze delikatne "coś". Nie jest to ani tłuste, ani klejące jak np. po peelingu Flake Awake z Soap& Glory. Poprostu aksamitna powłoczka, która daje uczucie dobrego nawilżenia.
Żel świetnie się sprawdza na wszystkie partie ciała łącznie z udami czy pupą jak i z delikatną skórą piersi i dekoltu. Nie zauważyłam wysypu żadnych nieprzyjaciół w okolicach dekoltu.
Po jego zastosowaniu nie używam nigdy balsamu ani innego specyfiku. Na drugi dzień czuć, że skóra nadal jest dobrze nawilżona.
Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że jest to najlepszy żel/peeling jaki kiedykolwiek miałam przyjemność stosować.
Wady:
Niestety żel ma jedną wadę, którą niestety jest wysoka cena. Za 200ml musimy zapłacić około 160 zł (taka cena podana jest na stronie wizazu). Ja swój kupiłam za niewiarygodną cenę 5 funtów od przemiłej i sympatycznej pary japończyków za co serdecznie im dziękuje. Pani zapewniała mnie, że jak raz go użyję zawsze będe do niego wracała. Na początku byłam nieufna takim zapewnieniom ale teraz przyznaję jej w 100% rację. Jeżeli będe miała kiedykolwiek okazję kupienia go ponownie napewno to zrobię.
Podsumowując jestem z niego bardzo zadowolona. Świetny produkt, godny polecenia. Cena niestety może odstraszać ale jakyście miały okazję kupić go w jakiejś promocji gorąco go Wam polecam.
Czytaj dalej »
Witajcie Kochane.
Trzeci tydzień maseczkowy czas zacząć. Troszke spóźniona jednak myślę, że moja opinia na jej temat będzie Wam pomocna.
Dziś mowa będzie o maseczce z Lirene.
Cera tłusta i mieszana. Maseczka wygładzająca i zwęzająca pory. Wyciąg z arniki, lipy i kaolin.
Od producenta:
Maseczka szybko i w widoczny sposób ściąga rozszerzone pory oraz normalizuje gospodarkę tłuszczową skóry.
Maseczka zawiera:
- białą glinkę - usuwa zanieczyszczenia i nadmiar łoju, sprawiając, że skóra jest napięta i gładka,
- wyciąg z lipy i kwiatów arniki - działają oczyszczająco, ochronnie i łagodząco na skórę; kondycjonują i odpowiednio napinają skórę,
- glicerynę - poprawia elastyczność i miękkość naskórka.
Skład: Aqua, Kaolin, Stearic Acid, Magnesium Aluminum Silicate, Glycerin. Ethoxydiglycol. Cellulose Gum, Propylene Glycol, Polyacrylamide, Butylene Glycol, C13 - 14 Isoparaffin, Linden (Tilla Cordata) Extract, Arnica Extract, Laureth - 7, Methylparaben, Phenoxyethanol, Methyldibromo Glutaronitrile, Parfum, Limonene, CI 77891 (Titanium Dioxide) CI 42090
Opakowanie:
Maseczka zamknięta jest w wygodnej tubce. Bardzo łatwo jest nam wydobyć ją ze środka. Tubka jest wykonana z dość miękkiego plastiku więc pod koniec opakowania nie będzie problemu z przecięciem jej w poprzek;)
Konsystencja:
Jak dla mnie idealna. Kolor maseczki też jak najbardziej na tak.
Moja opinia:
Maseczka ta jest kolejnym produktem marki Lirene, który okazał się produktem godnym polecenia.
Aplikacja jest łatwa i przyjemna. Zapach też bardzo przyjemny.
Jedynym minusem jakim muszę jej zarzucić jest fakt, że bardzo szybko zasycha na buzi i tworzy taka twardą skorupę. Bardzo nie lubię takiego uczucia i nawet gdy mam ją na buzi i spryskuję dodatkowo np. wodą termalną efekt skorupy nadal jest.
Producent zaleca nam trzymać ja na twarzy około 15 minut.
Wynagradza to jednak jej działanie gdyż po użyciu faktycznie można zauważyć znaczne oczyszczenie buzi i zwężone pory. Na początku kiedy zaczełam ją stosować po nałożeniu czyłam lekkie pieczenie w okolicach nosa i delikatne chłodzenie. Uczucie pieczenia znikało jednak po kilku minutach.
Całą maseczkę oceniam na 4 z plusem.
Za pojemność 75 ml (jak widać na pierwszym zdjęciu) zapłaciłam 15.80zł.
Cena + jakość = kolejny świetny produkt Lirene.
A czy którąś z Was miała okazję ją testować?
Jakie są Wasze opinie na jej temat?
Czytaj dalej »
Drugi tydzień czas zacząć. W tamtym tygodniu była mowa o maseczce z TBS więcej o niej znajdziecie TUTAJ.
Dziś o słynnej już maseczce z Clarins.
Mowa o Beauty Flash Balm.
Choć można ją używać na wiele sposobów ja używam ją tylko i wyłącznie jako maseczkę na noc.
Zaczynajmy.
Z wizażu:
Idealna kuracja ożywiająca cerę przed wielkim wyjściem i zawsze kiedy czujesz, że skóra potrzebuje zastrzyku energii. Natychmiast "rozpromienia" cerę, rozjaśnia ją, ożywia i wyrównuje naturalny koloryt, wygładza drobne zmarszczki, zmiękcza i nawilża. Lekko napina i kontur twarzy: skóra odzyskuje jędrność i gładkość, daje efekt mini-liftingu. Doskonale nadaje się pod makijaż, który wyjątkowo pięknie się trzyma. Można zmyć nadmiar po kilkunastu minutach, albo zostawić na twarzy, można też zastosować na noc. Do nakładania 2 - 3 razy w tygodniu, lub w zależności od potrzeb. Odpowiednia dla każdego rodzaju cery. Kremowa, gładka, pachnąca konsystencja, jednak doskonale się wchłania, bez pozostawiania tłustej warstewki.
Składniki aktywne:
Wyciąg z alg (rozjaśnia, dodaje blasku, ożywia)
Wyciąg z oliwek (wyrównuje, "lifuje", ma działanie anty-rodnikowe, tonuje, naprawia skórę)
Wyciąg z ryżu (działanie anty-rodnikowe)
Wyciąg z oczaru wirginjskiego (działa anty-rodnikowo, ściągająco, chroni cerę).
Skład:
Opakowanie jest bardzo charakterestyczne dla tej firmy. Czyste i schludne. Sama tubka też mi się podoba pod względem miękkości dzięki czemu z łatwością można dozować odpowiednią ilość produktu.
W chwili obecnej mam opakowanie 50 ml jednak wcześniej miałam 30. I tutaj pojawia się mały problem gdyż pod koniec tego 30 ml opakowania trzeba było się jednak namęczyć aby maseczke wycisnąć. Nie obyło się bez przecinania tubki (czego osobiście bardzo nielubie).
Pozatym mały szkopułem nie mam żadnych zastrzeżeń.
Tak jak na stronie wizażu jest napisane, maseczkę można używać na różne sposoby. Nakładać na 10-15 min, pod makijaż lub na noc. Ja wybieram zawsze opcję ostatnią.
Mimo iż maseczka jest dość gesta świetnie się wchłania i nie pozostawia na buzi lepkiej warstwy.
A co ja o niej tak naprawdę sądzę?
Przyznam się bez bicia. Gdy kupiłam pierwsze opakowanie nie byłam nią zachwycona. Nie rozumiałam ogólnego zachwytu nad nią. Wszyscy chwalili a ja pukałam się po głowie.
Odstawiłam ją na jakiś czas i zapomniałam o niej.
Kiedy ją ponownie odgrzebałam postanowiłam dać jej szanse.
Wtedy też przy okazji usłyszałam opinie na jej temat od Kasi Katosu, więc tym bardziej postanowiłam ją jeszcze raz przetestować. Kasia mówiła, że nakłada ją na noc jak krem, delikatnie ją wklepując.
Zastosowałam się do jej rad i efekt okazał się piorunujący.
Dzień wcześniej maiłam zaczerwienioną buzię po kolejnych moich "eksperymentach". Piekła, szczypała i nie była w zbyt dobrej kondycji.
Następnego dnia jak się obudziłam zaczerwienienia rozjaśniły się a buzia była wygładzona i promienna. Taka czynność powtarzałam przez kolejne 3 dni. Suche skórki znikneły a ogólny stan mojej buzi poprawił się o całe 180 stopni.
Maseczki nie stosuję codziennie tylko około 1-2 w tygodniu a czasami jeszcze rzadziej. Moja skleroza nie zna granic;)
Nie chcę też przyzwyczajać swojej buzi do takich dobroci;)
Jak widać na zdjęciu maseczka ma przepiękny, brzoskwioniowy kolor. Pięknie też pachnie, choć osoby, które nie lubią zbyt mocnych zapachów mogą mieć z zapachem problem.
Ja go bardzo lubię i w niczym mi on nie przeszkadza.
Konsystencja gęsta i treściwa, jednak tak jak już wspomniałam powyżej świetnie się wchłania.
Maseczka przeznaczona jest do każdego typu cery i nie ma ograniczonej grupy wiekowej.
Jedyną wadą jaką ma jest niestety wysoka cena. Za pojemność 50 ml musimy zapłacić około 120 zł. Wynagradza to jednak jej bardzo dobra wydajność gdyż wystarczy naprawdę niewielka ilość aby rozprowadzić ja na całej buzi.
Mi na szczęście zawsze udaje się ją kupić po ponad 50% przecenie.
Drugi tydzień za nami:)
Czy używałyście jej kiedyś? Jeśli tak jakie są Wasze wrażenia?
Czytaj dalej »