Korres. Maska do włosów z masłem Shea i witaminami.

Witajcie Kochani!!!

Na sam koniec tygodnia przychodzę do Was z recenzją maski do włosów marki Korres, którą zamówiłam na eBay w bardzo okazyjnej cenie. Markę znam, jednak nie wszystkie produkty, które do tej pory testowałam podbiły moje serce. Jak sprawowała się ta maska? Zapraszam do recenzji.


Maska zamknięta jest w opakowaniu typu air less co osobiście bardzo mi się podoba. Sam otwór/ dozownik jest identyczny jak w przypadku balsamów do rąk czy stóp z Pat & Rub czyli bardzo wygodny. Szata graficzna miła dla oka. Dzięki tłokowi, który wypycha produkt do "góry" mamy pewność, że nie zmarnujemy ani kropli produktu;) Tłok/pompka działała bez zarzutu przez cały okres używania.



Maska ma kremową konsystencję. Zabarwiona jest na lekko żółtawy kolor. Pachnie ładnie, nie jest to absolutnie żaden chemiczny zapach.


Na wstępie zaznaczę, że moje włosy są cienkie, z tendencją do puszenia/kręcenia/długie i niestety szybko się przetłuszczają. Nie są farbowane.
Maska przeznaczona jest do każdego typu włosów. Ma za zadanie nawilżyć i odżywić nasze włosy. Skład jest w 93.1% naturalny czyli całkiem niezły:)
Maskę używałam 2-3 razy w tygodniu. Pozostawiałam ją na około 5 minut na włosach po czym ją spłukiwałam. Nakładałam ją z początku jak wszystkie odżywki czyli od mniej więcej połowy ucha w dół. Niestety ta opcja nie wchodziła w grę. Pierwszy raz spotkałam się z tak dziwną sytuacją;/ Dlaczego? Maska niesamowicie obciążała włosy przy partiach między połową ucha a łopatkami, natomiast końce włosów wręcz ją uwielbiały. Dodatkowo spłukanie jej było istną katorgą i choć stałam pod prysznicem dobrych 6-7 minut (przeznaczając ten czas tylko i wyłącznie na jej spłukanie) po wyjściu spod prysznica włosy były tępe w dotyku jakbym w ogóle ich nie umyła. Dlatego też konieczna była zmiana sposobu jej nakładania. Od połowy ucha do łopatek używałam zwykłej odżywki (w tym okresie była to odżywka z Soap&Glory) a od łopatek za pupę nakładałam maskę. I to było dobre posunięcie. Końce włosów wręcz ją wchłaniały a i ze spłukiwaniem nie było już żadnego problemu. Włosów swoich nie farbuję jednak końce niestety się rozdwajają i często są "sianowate". Maska pomogła mi się uporać z tą "sianowatością";). Końce były wygładzone i czuć było, że są nawilżone. Dodatkowo ta partia włosów na którą była stosowana maska znacznie się poprawiła. Włosy stały się gładkie, błyszczące, miękkie w dotyku. Końce sprężyste. Oczywiście o redukcji rozdwojonych końcówek nie może być mowy, ale od tego moim zdaniem są nożyczki a nie maski.



Dodatkowe dane o produkcie:
Pojemność:150 ml
Cena: około 5-9 funtów
Dostępność: strony internetowe, Sephora
Termin przydatności od otwarcia: 12 miesięcy
Produkt w 93,1% naturalny.
Nie testowany na zwierzętach

Samą maskę oceniam jednak na 5. Moim zdaniem osoby, które "katują" swoje włosy m.in rozjaśnianiem, prostownicą...powinny być zadowolone po użyciu takiej bomby witaminowej. Osoby z włosami normalnymi, nie zbyt wymagającymi muszą liczyć się z obciążeniem jakie miało miejsce w moim przypadku.

Miałyście może okazję jej używać?
Znacie/lubicie markę Korres?

Życzę Wam miłego tygodnia...
Kokos

niedziela, 23 lutego 2014

Czytaj dalej » 10

Garść nowości.

Witajcie Kochani!!!

Dziś chciałabym Wam pokazać parę produktów kosmetycznych i nie tylko, które wpadły w moje ręce w miesiącu lutym.
Aby post nie był mega długi od razu przechodzę do rzeczy.



Korektor z Collection (już nie 2000 ponieważ firma zmieniła nazwę) w odcieniu 1 Fair czyli najjaśniejszym. Wczoraj pokazywałam Wam swój nowy nabytek z MAC, jednak na ten skusiłam się z kilku powodów. Jest równie dobry co ten z MAC, jest niesamowicie trudno dostępny, więc kiedy nadarzyła się okazja od razu włożyłam go do koszyka oraz nadarzyła mi się mega okazja dostania go za 2 funty więc co tu dalej dużo mówić. Kupiłam!!!:D


W Superdrug była promocja na całą pielęgnację z Palmer's, a że moje żele/ pianki do buzi właśnie się kończą skusiłam się na żel do buzi do skóry wrażliwej. Pozostałe kosmetyki czyli scrub, maska oczyszczająca i łagodzący krem kupiłam w celach testów. Jestem niezmiernie ciekawa tych produktów. Firmę znam ale od strony pielęgnacji ciała. Jeżeli natomiast chodzi o pielęgnację cery będzie to mój debiut;)


Lidl wypuścił 3 kremowe żele pod prysznic z serii Asia. Skusiłam się na 2 (drugi zapodział się w mojej szafce;)). Ten na zdjęciu Traditional pachnie pięknie, świeżo, coś a'la połączenie nut kwiatowych i cytrusów. Jest również moim faworytem. Koniecznie sprawdźcie czy w Waszych Lidlach są już dostępne.


I do nas zawitały kosmetyki pielęgnacyjne do włosów Garnier więc nie mogłam się im oprzeć. Jestem ciekawa czy będą tak dobre jak słynna odżywka z avocado. Szampon i odżywka przeznaczone są do włosów suchych i wzbogacone są o olejek arganowy i olejek camelia. Produkty czekają na dzień dzisiejszy na swoją kolej i jedyne co mogę o nich powiedzieć to to, że pięknie pachną.

Kolejny żel. Dove z edycji limitowanej Winter Care, a że żele z tej firmy bardzo lubię długo się nie zastanawiałam. Dodatkowo zapach to czysta przyjemność:)


Liz Earle Hot Cloth Cleanser. W końcu udało mi się zdobyć ten kosmetyk. Po miesiącu poszukiwań i problemów z dostawą dotarł do mnie. Używam go od ponad tygodnia i jestem pod ogromnym wrażeniem tego produktu. Oczywiście pojawi się o nim oddzielny post bo produkt jest genialny. Jedynymi minusami jakie ma to niestety cena i dostępność.



Na koniec zostawiłam sobie dwie niekosmetyczne nowości.
Pierwsza to szklana "waza" w kształcie gwiazdy. Jest solidna, ciężka, porządnie wykonana i tak na marginesie jest to wyrób hand made. Mam kilka pomysłów do czego będę mogła ją wykorzystać. Jednym z nich jest choćby nawet świecznik:)

Drugim produktem są 3 pary kolczyków serduszek.
Kolory będą pasować mi do wielu stylizacji a same wkrętki są urocze. Ostatnio przerzuciłam się z długich, wiszących kolczyków na małe, skromne wkrętki.


To już wszystkie moje nowości.
Dajcie znać czy coś wpadło Wam w oko lub czy może któreś kosmetyki już macie i lubicie?

Ściskam
Kokos

sobota, 15 lutego 2014

Czytaj dalej » 50

♥ Walentynkowo ♥

Witajcie Kochani!!!

Walentynki to święto dość kontrowersyjne. Jedni je obchodzą inni nie. 
Ja osobiście nic do tego święta nie mam, a dodatkowy czas spędzony z bliską mi osobą jest czymś wspaniałym i cieszę się z każdej wspólnej chwili spędzonej razem.
W tym roku moja Druga Połówka obdarowała mnie wspaniałym bukietem kwiatów złożonym z chryzantem, lilii, kopru i ozdobnej kapusty!!! Tak tak...kapusty. Za różami nie przepadam a że słoneczników nigdzie nie było, padło więc na równie oryginalne zestawienie:)


(za jakoś zdjęć przepraszam ale moja stara komórka nie była skora do współpracy;/
Bukiet w rzeczywistości prezentuje się o wiele lepiej i cudnie pachnie)

A że okazja nadarzyła się aż podwójnie (ale o tym może innym razem)
przy okazji wizyty w "moim" Liverpool-u nie mogłam ominąć salonu MAC.



Oto moje trzy wspaniałości tzn. dwie bo co do jednego produktu mam pewne wątpliwości ale o tym również innym razem.

Moja Druga Połówka zafundowała mi róż w odcieniu Prism, który dobierała mi przesympatyczna pani z niebywałym makijażem (fioletowe usta i jeszcze bardziej fioletowe brwi:O). Razem po krótkiej rozmowie pani zaaplikowała mi go na policzki i już wiedziałam, że to jest to. Róż ma wykończenie matowe i idealnie pasuje do mojej karnacji. Aparat nieco przekłamuje kolorek ale wierzcie mi na słowo. Na żywo prezentuje się świetnie.




To mój pierwszy róż z MAC, który jest idealny. Piękny, trwały, idealnie dopasowany.
Coś czuję, że na jednym się nie skończy:)


Korektor Pro Longwear Concealer w odcieniu NC15.
Używam go od tygodnia i tak się zastanawiam-" dlaczego ja go wcześniej nie kupiłam?!".
Pod oczy idealny. Ładnie maskuje, trzyma się cały dzień. Kolor wybierałam sama. Posiadam korektor Studio Finish Concealer w odcieniu NC 20 a ten chciałam używać typowo pod oczy więc wzięłam sobie odcień jaśniejszy (myśląc logicznie) i trafiłam w 10:D
Kocham i nie oddam za nic:)


I na koniec Paint Pot w nowej wersji Pro Longwear w odcieniu Soft Ochre. 
Moja baza z UD właśnie dobiega końca i szukałam czegoś co mogło by mi ją zastąpić. 
Niestety odnośnie tego produktu mam bardzo mieszane uczucia. Pozostawiony sam sobie na powiece już po 20-30 minutach zbiera się w załamaniach. Gdy go przypudruję jest już nieco lepiej.
Cienie trzymają się około 8-9 h ale podejrzewam, że tylko i wyłącznie dlatego, że w mojej pracy jest bardzo niska temperatura. Kiedy dzisiaj nałożyłam na niego cienie (a przebywałam w pomieszczeniach ogrzewanych) niestety cienie już po 3 godzinach zaczęły się rolować w wewnętrznym kąciku oka.
Sama nie wiem co o nim myśleć. Poużywam go jeszcze troszkę i dam mu szansę jednak na inne kolorki (które są cudne) jednak się nie skuszę.

To już wszystko ale ochota na inne produkty naszła mnie jeszcze większa. 
Moja lista kosmetyków tej firmy znacznie się wydłużyła ale jestem dumna z siebie, że wydłużyła się jedynie o takie produkty, które faktycznie są mi potrzebne i z których chętnie bym korzystała.
Jedyny problem jaki mam to kolor pomadki, gdyż jest ich tyle, że trudno zdecydować się na coś konkretnego:)

A jak minęły Wasze Walentynki?
Napiszcie koniecznie jakie produkty Mac są Waszym zdaniem godne polecenia?

Ściskam

Kokos

piątek, 14 lutego 2014

Czytaj dalej » 9

Nivea vs. Nip + Fab czyli o dwóch produktach do oczyszczania buzi.

Witajcie Kochani!!!

Dzisiaj chciałabym przedstawić Wam dwa produkty do pielęgnacji a dokładnie żel i piankę do oczyszczania naszej twarzy.
Pierwsza to reklamowana teraz pianka z Nivea Daily Essentials Refreshing  Cleansing Mousse, którą kupiłam na promocji w Boots a drugi produkt to żel z Nip + Fab Clean Fix Gel.


Zacznę może od żelu.


Przezroczyste opakowanie, pompka oraz sama buteleczka mieszcząca 120 ml produktu jest jak najbardziej na plus. Wszystko jest higieniczne i sama aplikacja od razu łatwiejsza. Pompka się nie zacina i jak do tej pory działa bez zarzutu.
Zapach dziwny tzn. trudny do określenia, mi osobiście kojarzy się z chemiczną cytryną/cytrusami. Nie jest on odpychający ani nieprzyjemny jednak wolałabym aby pachniał inaczej lub wcale.
Konsystencja typowo żelowa lekko zielonkawa.



Żel średnio się pieni co osobiście mi aż tak bardzo nie przeszkadza. Lepiej, że pieni się tak niż by miał tego w ogóle nie robić;) Żelu używam dwa razy dziennie (czasami zdarza użyć mi się go raz) do porannego i wieczornego oczyszczania buzi. W kwestii oczyszczania spisuje się również średnio. Ładnie oczyszcza buzię nie pozostawiając żadnej powłoczki jednak nie jest to tak spektakularny efekt oczyszczania jak np. po żelu z La Roche Posay Effaclar. Cery normalne i mieszane powinny być z niego więc zadowolone. Ja osobiście również jestem na TAK, jednak raz na jakiś czas lubię tak dogłębnie oczyścić swoją buzię, a w tej roli niestety nie mam co liczyć na ten produkt.
Do zmywania makijażu go nie używałam więc nie wiem jak sprawdził by się w tej roli, jednak z resztkami radził sobie całkiem nieźle.
Co chyba najważniejsze nie podrażnił mojej buzi i jej nie wysuszył. Nie wyskoczyły mi również po niż żadni nieprzyjaciele. 
Żel jest bardzo niewydajny. Na zdjęciu możecie zobaczyć ile mi go jeszcze zostało po około 3 tygodniach stosowania. Cena w porównaniu do jakości, pojemności i wydajności jest nieadekwatna. Dlatego więcej na pewno do niego nie wrócę tym bardziej że jego regularna cena około 10 funtów moim zdaniem jest mocno zawyżona. Ja kupiłam go w TK Maxx-ie za około 8 funtów (dokładnie nie pamiętam) więc i tak dużo.
Za taką cenę jestem w stanie kupić sobie o wiele lepszy produkt. Temu panu mówię NIE.


Dodatkowe dane o produkcie:
Cena: 9-10 funtów regularna, nieco niższa w outlet-ach czy na promocji
Pojemność: 120 ml
Termin przydatności od otwarcia: 6 miesięcy
Dostępność: Boots, TK Maxx, strona internetowa firmy, inne
Przeznaczenie: na opakowaniu nie ma wskazanego konkretnego typu cery dla jakiej jest przeznaczony


Przyszła kolej i na piankę, którą kupiłam w między czasie (ot tak, na wypróbowanie) i dlatego też, że powyższy żel kończy się w zastraszającym tempie.
Moja buzia ostatnimi czasami z tłustej, tak strasznie zaczęła się przesuszać (nigdy bym nie pomyślała że taki problem może dotknąć moją tłustą cerę, a jednak;/), że nie mogłam (i nadal nie mogę) sobie z nią poradzić. Wszelkie kremy jakie posiada pomagają jedynie na krótką chwilę. Ale nie o tym miała być mowa;)
Z racji tego że kosmetyk ma formę pianki pomyślałam sobie, że w tym "trudnym" okresie dla mojej buzi pianka okaże się na tyle delikatna że jej dodatkowo nie wysuszy. I muszę przyznać, że choć pianka przeznaczona jest dla skóry normalnej i mieszanej nie spowodowała wysuszenia czy podrażnienia, choć alkohol w składzie znajdziemy już na 4 miejscu.

Opakowanie tradycyjne dla tego typu produktów. Do umycia całej buzi potrzebuję 2 pompek. Pianka jest delikatna (ta z Pharmaceris którą posiadałam wcześniej miała o wiele bardziej "bogatszą" pianę), koloru białego. Zapach jak dla mnie typowy dla produktów Nivea. W moim odczuciu chemiczny. Mi niestety nie przypadł do gustu jednak nie pozostaje na buzi długo więc jestem w stanie mu to wybaczyć.



Producent zapewnia nas na opakowaniu, że pianka ma za zadanie dogłębnie oczyścić nam twarz oraz dodatkowo ją nawilżyć. Niestety z oba stwierdzeniami nie mogę się zgodzić. Fakt, faktem, oczyszcza buzię ale o dogłębnym oczyszczeniu nie może być mowy. Buzia po umyciu jest mięciutka i gładka ale czy nawilżona? Raczej nie;/ Poza tym do nawilżania buzi są kremy/sera/inne a nie pianka która i tak zmywamy. Takie jest moje osobiste zdanie na ten temat.
Podobnie jak w przypadku żelu nie sprawdzałam jej w kwestii demakijażu więc mojego zdania w tej kwestii nie poznacie;)
Nie uczuliła mnie jednak i nie spowodowała większego przesuszenia jednak kończąc opakowanie jestem w stanie stwierdzić, że i do niej nie powrócę. Bardzo żałuję, że produkty Pharmaceris nie są u nas dostępne bo w przeciwnym razie pianka z serii N czy T gościłaby u mnie na okrągło:) Tej natomiast również mówię NIE choć gdybym miała już wybierać na pewno postawiłabym na nią niż na żel ze względu na działanie, wydajność (którą oceniam na 4) oraz cenę. Na szczęście mam jeszcze inne produkty myjące w zapasie;)


Dodatkowe dane o produkcie:
Cena: 5-6 funtów, na promocji około 3,50/ 4 F.
Pojemność: 150 ml
Termin przydatności od otwarcia: 12 miesięcy
Dostępność: ogólnodostępna 
Przeznaczenie: pielęgnacja skóry normalnej i mieszanej

Niestety oba produkty wypadły u mnie średnio. Choć większej krzywdy mi nie wyrządziły nie spowodowały również efektu "wow" i na chwilę obecną nie zamierzam do nich powracać.

Miałyście może któryś z wymienionych produktów?
Jakie są Wasze ulubione żele/pianki do oczyszczania buzi?

Pozdrawiam

Kokos

niedziela, 9 lutego 2014

Czytaj dalej » 16

Soap & Glory Glad Hair Day czyli bardzo dobry duet, który spisał się na 5.

Witajcie Kochani!!!

W styczniowym denku mogliście zobaczyć wykończony przeze mnie duet z firmy Soap & Glory o wdzięcznej nazwie Glad Hair Day;) Przyszedł więc czas aby skrobnąć coś o nim, choć parę słów.



Oba produkty zamknięte są w miękkich tubkach, dzięki czemu aplikacja jest wygodna a same produkty bez problemu możemy zużyć do końca. Odżywka dodatkowo posiada przezroczyste opakowanie dzięki, któremu widzimy ile produktu pozostało nam do końca. Szata graficzna opakowanie (moim zdaniem) jest urocza i bardzo dziewczęca. Dodatkowo różowy kolor jeszcze bardziej "cukieruje" już i tak słodkie opakowania. 

Oba produkty maja taką samą nutę zapachową. Gdy pierwszy raz je powąchałam zapach skojarzył mi się z jabłkiem a nie z maliną. Na początku troszkę mnie męczył ale po kilku umyciach już się z nim oswoiłam i dalsza pielęgnacja była już bezproblemowa. Zapach utrzymuje się na włosach przez kilka dobrych godzin.


Szampon ma konsystencję bardzo gęstego żelu. Pod koniec opakowania ciężko go było czasami wydobyć. Na szczęście opakowanie mogło stać "głową na dół" więc szampon zbierał się przy otworze. Dzięki jego gęstości był bardzo wydajny i wystarczyło doprawdy małe ziarenko grochu aby umyć całe włosy. Dodatkowo świetnie się pienił a włosy po spłukaniu były oczyszczone i pachnące.


Odżywka to "delikatna śmietanka" choć gęstością nie ustępowała swojemu bratu;) Również wydajność tego produktu stawiam na bardzo wysokim miejscu. Odżywka choć gęsta i kremowa nie przeciążała włosów i nałożona w nadmiarze lub przy samej głowie nie spowodowała obciążenia czy podrażnienia skóry głowy. Świetnie się spłukiwała



Glad Hair Day to linia kosmetyków przeznaczona do każdego rodzaju włosów. Wzbogacona jest w ocet z malin, który ma za zadanie nadawać blask naszym włosom. I z tym tutaj się w 100% zgadzam, gdyż moje włosy choć same w sobie są lśniące i tak na prawdę nie potrzebują dodatkowych wspomagaczy, dzięki temu duetowi miałam wrażenie, że ich blask jest jeszcze większy (dodam tylko, że swoich włosów nie farbuję, są one naturalne, nie wiem więc jak duet sprawdził by się w tej kwestii na włosach np. zniszczonych ciągłym farbowaniem, spróbować jednak warto;)).
Dodatkowo producent zapewnia nas że włosy po zastosowaniu tych dwóch produktów będą wygładzone, zregenerowane i mocniejsze. 
Wygładzone są to fakt. Odżywka ładnie je "układa" dzięki czemu i rozczesywanie jest łatwiejsze i mniej włosów na szczotce można zauważyć. Jak w tej kwestii sprawdził by się sam szampon tego nie mogę powiedzieć gdyż zawsze po umyciu włosów szamponem nakładam czy to odżywkę czy maskę.
Z dwoma ostatnimi stwierdzeniami mogę i nie mogę się zgodzić gdyż tak na prawdę po około miesiącu stosowaniu (bo na tyle mi oba produkty mniej więcej starczyły), ciężko mi stwierdzić jakieś super zauważalne wzmocnienie czy regenerację(myślę jednak, że przy dłuższym stosowaniu jakieś pozytywniejsze wyniki mogły by wyniknąć). Nie mogę jednak powiedzieć, że oba produkty zrobiły mi krzywdę. Wręcz przeciwnie. Dbały o moje włosy podczas każdego mycia. Używałam ich razem. Czasami tylko zmieniałam odżywkę na maskę.
Oba produkty nie podrażniły mojej skóry głowy i nie spowodowały również łupieżu. 


Skład szamponu:


Skład odżywki:


Dodatkowe dane o produktach:
Pojemność: 250 ml każdy
Cena: około 5-6 funtów często występuje jednak okazyjna promocja gdzie produkty Soap& Glory możemy kupić 3 za 2, czyli za najtańszy wybrany przez nas produkt nie płacimy
Dostępność: drogerie Boots, strony internetowe oferujące angielskie kosmetyki.

Podsumowując:
Tym razem marka Soap & Glory mile mnie zaskoczyła swoimi produktami. Oba sprawdziły się rewelacyjnie i z czystym sumieniem mogę je każdemu polecić. Ja w przyszłości na pewno skuszę się na kolejne opakowania. Na razie jedynie pozostaje mi zużywanie moich niekończących się zapasów:)

A czy Wy miałyście okazję używać tych dwóch "panów"?
Jeśli tak podzielnie się swoimi doświadczeniami.

Ściskam
Kokos

wtorek, 4 lutego 2014

Czytaj dalej » 12

Gigantyczne denko stycznia i połowy grudnia.

Witajcie Kochani!!!

Parę postów temu pokazywałam Wam ogromne zakupy styczniowe. Żeby jednak była równowaga dzisiaj pokażę Wam niemałe denko.
Od razu przechodzę więc do rzeczy aby niepotrzebnie nie przedłużać.


1. Garnier Ultra Doux. Odżywka z cytryną i białą glinką 250 ml.
Jak dla mnie przeciętna odżywka. Nie zrobiła krzywdy moim włosom ale również nie sprawiła aby były jakieś idealne. Zdecydowanie z tej serii wolę wersję z avocado.
Czy kupię produkt ponownie? Nie

2. Soap & Glory. Szampon i odżywka do każdego rodzaju włosów 2x 250 ml.
O tych produktach mam zamiar napisać oddzielny post, który już niebawem pojawi się na blogu, ponieważ oba produkty zasługują na to aby bliżej się im przyjrzeć. Czekajcie więc cierpliwie.
Czy kupię produkt ponownie? Tak

3. Phyto. Wygładzający szampon do włosów 200 ml.
O nim więcej możecie poczytać tutaj KLIK.
Czy kupię produkt ponownie? Może, w przyszłości.

4. Batiste. Suchy szampon do włosów Fresh 200 ml.
Jeden z moich ulubionych zapachów. Świerzy i świetnie spisywał się w swojej roli.
Czy kupię produkt ponownie? Tak

5. Korres. Szampon do włosów przetłuszczających się 250 ml.
O nim więcej możecie poczytać tutaj KLIK.
Czy kupię produkt ponownie? Nie

6. Seboradin. Lotion do włosów ze skłonnością do wypadania.
Nigdy nie wierzyłam w działanie tego typu produktów i przyznam szczerze, nie stosowałam go wg. zaleceń producenta a mimo to włosy stały się silniejsze i przestały wypadać w zastraszającym tempie. Oczywiście nadal wypadanie trwa ale już nie znajduję na szczotce garści swoich kłaczków. 
Czy kupię produkt ponownie? Zdecydowanie tak plus zrobię sobie mały zapas:)


7. Ziaja. Czekoladowy peeling myjący gruboziarnisty 200 ml.
O nim więcej możecie poczytać tutaj KLIK.
Czy kupię produkt ponownie? Tak, ale inna wersję zapachową.

8. Balea. Olejek/żel pod prysznic 250 ml.
Zarówno zapach jak i samo działanie produktu bardzo mnie rozczarowało. Kiedy słyszę słowo oleje/olejowanie czy coś w tym stylu na myśl przychodzi mi nawilżenie, którego w tym przypadku nie było. Wręcz przeciwnie. Produkt według mnie był silnie oczyszczający a skóra po umyciu mocno przesuszona. Dlatego też zużyłam go jako mydło do rąk. Ręce też niestety przesuszał ale za do świetnie oczyszczał.
Czy kupię produkt ponownie? Nie.

9. The Body Shop. Chocomania żel pod prysznic 250 ml.
Zapach masła do ciała z tej serii troszkę mnie odrzucił za to żelu rozkochał w sobie. Na zimowe chwile spędzone pod prysznicem był niezastąpiony. Cudownie pachniał, nie wysuszał, wydajny, świetnie się pienił. Cud, miód i orzeszki.
Czy kupię produkt ponownie? Tak.

10. Philosophy. Żel pod prysznic Snow Angel 240 ml.
O nim więcej możecie poczytać tutaj KLIK.
Czy kupię produkt ponownie? Jeżeli go tylko gdzieś znajdę zdecydowanie tak.

11. Radox. Żel pod prysznic z ekstraktem z rumianka 250 ml.
Żele radox uwielbiam za zapachy i wygodne opakowanie. W kwestii pielęgnacyjnej spisują się bardzo dobrze i nie mam im nic do zarzucenia.
Czy kupię produkt ponownie? Tak.


12. Clarins. Daily Energizer Cleansing Gel 30ml.
Czy uwierzycie że pojemność tego maleństwa 30 ml starczyła mi na calutki miesiąc przy użytkowaniu raz dziennie. Wystarczyła doprawdy niewielka kropelka. Żel świetnie się pienił i tak samo dobrze oczyszczał przy czym nie wysuszał buzi. Zapach jest kwestią względną. Mi z czasem przestał przeszkadzać (choć nie był to śmierdziuszek to mimo wszystko zapach nie był "mój").
Czy kupie produkt ponownie? Tak.

13. Sylveco. Lekki krem brzozowy 50 ml.
O nim więcej możecie poczytać tutaj KLIK.
Czy kupię produkt ponownie? Nie.

14. Avene. Krem nawilżający w wersji bogatej 40 ml.
O nim więcej możecie poczytać tutaj KLIK.
Czy kupię produkt ponownie? Już kupiłam jego zamiennik z firmy La Roche Posay.

15. Clarins. Beauty Flash Balm 50 ml.
Czyli 2 w 1. Produkt można stosować troszkę grubszą warstwą jako maseczka lub cieńszą pod makijaż. Ja wybrałam pierwszą opcję i byłam z tego produktu niesamowicie zadowolona. Na skórze tłustej dobrze się spisywał. Nie uczulał, nie wysypało mnie po niej, nawilżenie na wysokim poziomie.
Czy kupię produkt ponownie? Już w użyciu jest kolejne opakowanie.

16. Liz Earle. Instant Boost Skin Tonic 50 ml.
Był to pierwszy tonik który na prawdę działał i było czuć i widać że skóra go kocha. Mnóstwo dobroczynnych składników, świetnie działanie...czego chcieć więcej. Co prawda ciężko się wypowiedzieć mając zaledwie (albo i aż) 50 ml produktu, ale mimo wszystko wiem że zakupię go w pełnowymiarowym opakowaniu jak tylko zużyję obecne zapasy.


17. BeBeauty. Micelek z Biedronki.
Jedni go kochają, inni nienawidzą. Ja podpisuję się pod pierwszą grupą. I choć sam produkt nie jest idealny jak za kwotę 5 zł zasługuje na to aby chociaż dać mu szansę. U mnie spisał się bardzo dobrze i tak na prawdę ciężko mi jest mu cokolwiek (większego) zarzucić. 
Czy kupię produkt ponownie? Kolejne opakowanie już czeka na swoją kolej:)

18. Avene. Woda termalna.
Niestety do swojej ukochanej wody z Uriage nie mam dostępu więc na dzień dzisiejszy musiałam zadowolić się wodą z Avene, która spisała się równie dobrze w roli nawilżacza. 
Czy kupię produkt ponownie? Tak, ale tylko wtedy kiedy nie będę miała dostępu do wody z Uriage.

19. No 7. Radiance Boosting 200 ml.
Czyli coś a'la czyścik od Liz Earle. Tańsza wersja sprawdziła się całkiem dobrze. Poradziła sobie nawet z makijażem oka ( mocnym makijażem) nie podrażniając przy tym moich mega wrażliwych oczu. Nie pozostawiał tłustej warstwy ale też buzia po umyciu nie była ściągnięta. Nie zapychał, ładnie pachniał i robił to co miał robić. W zestawie miał 1 szmatkę muślinową, która niestety nie wytrzymała próby czasu i jakości.
Czy kupię produkt ponownie? Nie wiem.

20. Biochemia Urody. Hydrolat oczarowy.
Mój ukochany hydrolat. Najpiękniej pachniał (choć zapach na początku nieco mi przeszkadzał lecz później podbił moje serce- dziwne to troszkę;)), najlepiej działał i w ogóle był naj ...
Czy kupię produkt ponownie? Zdecydowanie tak.


21. Bath & Body Works. Mydełko w piance.
Mydełko dostałam od kochanej Ani KLIK i się w nim zakochałam. Działa świetnie, super oczyszcza, mi osobiście dłoni nie wysuszyło choć myję je bardzo często, i ten zapach. Ach...coś wspaniałego. W zapasie mam jeszcze jedno, które oszczędzam jak tylko mogę.
Czy kupię produkt ponownie? Ze względu na dostępność i regularną cenę raczej nie, choć gdybym trafiła na promocję to wykupię chyba cały sklep;)

22. Palmer's. Krem przeciwko rozstępom.
O nim więcej możecie poczytać tutaj KLIK.
Czy kupię produkt ponownie? Na dzień dzisiejszy zużywam zapasy więc nie.

23. The Body Shop. Masełko do ciała z masłem shea 50 ml.
Mała wersja masełko, które zużyłam do pielęgnacji stóp. Dobrze nawilżało ale niestety do pięt nie dorasta balsamowi z Pat& Rub. poza tym zapach zupełnie nie mój.
Czy kupię produkt ponownie? Tak ale inną wersję zapachową.

24. Gilette. Żel do golenia.
Na temat tego produktu chyba nie trzeba się zbytnio rozpisywać. Mój ulubieniec od kilku lat.
Czy kupię produkt ponownie? Kolejne opakowanie już w użyciu.

25. Ziaja. Płyn do higieny intymnej, nawilżający.
Żadnych właściwości nawilżających nie zauważyłam. Sam żel nie podrażnił mnie ani nie uczulił ale to zupełnie "nie to". Zdecydowanie wolę swój Lactacyd.
Czy kupię produkt ponownie? Nie.


26. Krem usuwający "kobiecy wąsik".
Ciężko wypowiedzieć mi się na temat tego produktu. Raz go lubiłam innym razem nie. Raz podrażniał a raz nie. Mimo wszystko szybko usuwał niechciane włoski.
Czy kupię produkt ponownie? Raczej nie.

27. Radox. Mydełko w płynie.
To już moje niezliczone opakowanie. Bardzo lubię te mydełka za działanie, zapachy i właściwości "nawilżające" a dokładnie właściwości nie wysuszające.
Czy kupie produkt ponownie? Tak.

28. Dove. Antyperspirant w sztyfcie.
Sama nie wiem dlaczego się na niego zdecydowałam. Może taki babski kaprys. Sama nie wiem. Sztyft robi plamy jeżeli nałożymy go za dużo i za szybko się ubierzemy, plamy których nie da się wyprać;/ Mimo wszystko dobrze chroni przed przykrym zapachem, jednak osoby z dużą potliwością podejrzewam nie będą z niego zadowolone.
Czy kupię produkt ponownie. Nie. Wolę wersję w spray-u.

29. Clarins. Daily Energizer Toner 30 ml.
Tonik z zestawu sprawdził mi się dobrze jednak na tle całej 3 wypadł najsłabiej. Przyjemny produkt, który chyba lepiej sprawdził by się na suchej czy normalnej cerze. Mojej krzywdy nie zrobił ale też nie był wybitnie dobry.
Czy kupię produkt ponownie? Nie.

30. Sure. Skoncentrowany antyperspirant 50 ml.
Sure czyli nasza polska reksonka. Ta wersja mała, ma być bardziej skuteczna i ma wystarczyć nam tak samo długo jak dezodorant w standardowej pojemności. Hmm... mi starczyła na tyle samo co przy używaniu standardowej wersji. Ta może się sprawdzić "do torebki", bo dobrze chroni i jest mała. Innych różnic nie zauważyłam.
Czy kupię produkt ponownie? Tak.

31. Tony Moly. Skarpetki peelingujące do stóp.
To już moje drugie opakowanie. Zastosowałam je w niedzielę. Skóra zaczęła złazić płatami już w czwartek. Na dzień dzisiejszy nie wygląda to za ciekawie ale już widzę "nową" gładziutką skórkę. Niestety efekt za pierwszym razem potrwał niecałe 3 tygodnie więc mam nadzieję że tym razem będzie lepiej.
Czy kupię produkt ponownie? Tak. 


32. Tutaj na zdjęciu pokazuję Wam próbki (nie wszystkie ponieważ większość po prostu wyrzucam), które udało mi się zużyć, waciki, maseczki, mydła itp...


33. Mac. Mineralize Skinfinish Natural.
Świetny produkt ale nie dla skóry tłustych choć na zimę i na mojej przetłuszczającej się buzi sprawdził się całkiem nieźle. W cieplejsze dni niestety już nie, choć sam produkt do tego typu skór stworzony nie jest więc nie trzeba odejmować mu punktów;) Opakowanie jednak zostawiam. Zbieram na pomadkę;)
Czy kupię produkt ponownie? Nie.

34. Balmi.
Balsam do ust wzorowany na jajeczku z EOS. Zapach cudny (malinowa mamba), nawilżenie super. Jedyne co mi w nim przeszkadzało to tłusta, klejąca warstwa ale to tylko wtedy kiedy nałożyłam go za dużo. Nakładany z umiarem działa na 5.
Czy kupię produkt ponownie? Na razie nie. Zużywam zapasy.

35. Lovely. Tusz do rzęs.
Bardzo dobry tusz za niewielkie pieniążki. Świetnie wydłuża, ładnie rozdziela, nie zostawia grudek. Jedyną wadą jest jak dla mnie silikonowa szczoteczka, (których nie lubię), która strasznie mnie "kuje". Poza tym tusz nie jest chroniony dodatkowym opakowaniem i często możemy trafić na otwarty już egzemplarz, który już nie wiadomo ile razy był otwierany.
Czy kupie produkt ponownie? Nie wiem.

36. Burt's Bees. Pomadka ochronna z grejpfrutem.
Niestety to najgorsza pomadka jaką miałam. Dziwna konsystencja, "dziwna ochrona" a raczej żadna ochrona. Wersja z granatem jest o wiele lepsza.
Czy kupię produkt ponownie? Nie.


I na koniec trzy świece.


Wszystkie pięknie pachniały tylko każda z inną intensywnością. Zacznę od największe.
Yankee Candle. A Child's Wish. Średni słój.
Zapach piękny, intensywny, świeca niesamowicie wydajna. Co prawda pod koniec nieco kopciła (widać na zdjęciu choć ucinałam knota po każdym zgaszeniu) i jak widać nie wypaliła się do samego końca. W zapasie mam jeszcze jeden średni słój choć na chwilę obecną palę inne zapachy.

Yankee Candle. Fruit Fushion. Mały słoiczek.
Niesamowicie słodki, a zarazem świeży i nie duszący zapach. Kojarzył mi się z latem, słońcem i owocami dojrzewającymi w słońcu. Zdecydowanie do niego powrócę ale kupię w większej wersji. Gorąco polecam miłośniczkom słodkich ale nie mdlących zapachów. Dodatkowo powiem, że choć słoiczek był malutki starczył na wiele godzin palenia a zapach unosił się w całym domu.

Bath & Body Works. Mahogany Teakwood. Mały słoik.
Zobaczcie jaki on jest maleńki w porównaniu z najmniejszym słojem z YC. Zapach przyjemny, męski, świeży. Średnio intensywny (ale z tego co słyszałam większość dziewczyn mówiła właśnie że małe słoiki pachną najmniej) a sama świeczka paliła się zaledwie kilak godzin. Niesamowicie mało wydajna i nie dorasta do pięt świecom z YC. W przyszłości jak będę miała taką możliwość zakupię sobie większy słój w celu przetestowania. Na dzień dzisiejszy stawiam jednak na YC.

Całe denko uważam za zamknięte. Nazbierało się tego co niemiara. Mam nadzieję że denko lutego będzie równie imponujące:)
Czas na nowe kosmetyki i nowe testy.

A jak Wam poszły styczniowe denka?

Ściskam

Kokos

sobota, 1 lutego 2014

Czytaj dalej » 20